TRANSLATOR

Trupy z polskiej szafy / Spektakl "Był sobie Polak, Polak, Polak i diabeł" w reżyserii Remigiusza Brzyka

Trup z szafy to chyba jedno z pierwszych skojarzeń, które pojawia się po obejrzeniu spektaklu Teatru Osterwy "Był sobie Polak, Polak, Polak i diabeł" w reż. Remigiusza Brzyka. Drugie skojarzenie to rzecz o polskości, o tym, jak to jest być Polakiem w kraju, który był i chyba w myśleniu wielu wciąż tkwi pod jarzmem okupacji hitlerowskiej, komunistycznej, a wreszcie konsumpcjonistycznej.
Dialogi, a właściwie monologi każdego z bohaterów opowiadającego swoją tragiczną historię życia i śmierci, koncentrują się wokół egoistycznie pojmującego rzeczywistość "ja". Jest więc postać kibica Motoru, hołdującego zasadzie silniejszy przetrwa (Dresiarz). Na drugim biegunie postać opuszczonego eurosieroty - samobójcy, tęskniącego za matką (Chłopiec). Do grona bohaterów z zaświatów dołącza, niecierpiąca wszystkiego co prowincjonalne, modelka, która daje się przelecieć jedynie facetom "o szerokich horyzontach", a mężczyzn porównuje do najlepszych marek samochodów (Gwiazdka). Nie może zabraknąć też narzekającej na dzisiejszą administrację państwa, kobiety – prostytutki z Auschwitz (Staruszka), jak i zamordowanej przez nią obozowej koleżanki (Wanda), której złoto mogła sobie przywłaszczyć. Do duchów z przeszłości dołącza też Niemiec rodem z Pomorza, odwiedzający rodzinny przedwojenny Gdańsk (Turysta). Niewiele do zagrania miała niestety postać biskupa, a jedyna żyjąca wśród galerii trupów z polsko - niemiecko - żydowsko - radzieckiej szafy jest postać, wypisz wymaluj, dogorywającego Wojciecha Jaruzelskiego (Generał).

Wszystkich łączy jedno – roszczeniowa postawa wobec zastanej rzeczywistości, wspomnienie "lepszej" przeszłości oraz pogarda wobec innych. W odczuciu protestu wyrzucają z siebie jadowite monologi, operują wytartymi komunałami i banałami o historii, polityce i społeczeństwie. Opowiadają o własnej śmierci oraz protestują skandując pełne nienawiści hasła przeciw wszystkim, których bezkarnie można winić za nieudane życie. Winni są oczywiście nie cykliści, ale wszyscy inni, których można wrzucić do wora z napisem Niemcy, Żydzi, Rosjanie, komuniści, prowincjonalna hołota itd. Brak jakiejkolwiek refleksji oraz brak poczucia odpowiedzialności za własne czyny to mianownik wspólny postaci, które są przedstawicielami wspólnego uogólnionego punktu widzenia, charakterystycznego dla danej grupy społecznej.

Pochwała należy się za scenografię i kostiumy. Zresztą na scenie roi się od rekwizytów prowadzących nas przez najnowszą historię Polski. Począwszy od transparentów z wszelakimi hasłami, przez szaliki Motoru, flagi Polski i Unii Europejskiej, rzeźbę Madonny, plakat Solidarności, widoki współczesnej Warszawy, papieską kremówkę i pałki policjantów.

Scena w zamkniętej, odgrodzonej od widowni siatką, przestrzeni kojarzy się z poczekalnią, przypomina nieco szkolną lub sportową szatnię. Na myśl przychodzą skojarzenia z czyśćcem, w którym następuje jakaś zbiorowa spowiedź. Tylko czy jest w duszy bohaterów żal za grzechy, refleksja nad własnym życiem? Zdaje się, że niekoniecznie. A i oczekiwania co do życia w niebie nie wydają się zbyt wygórowane.

Ogólna refleksja po obejrzeniu spektaklu jest dość przygnębiająca, choć nie brakuje w nim słownego dowcipu. Mimo wszystko jest to jednak gorzki śmiech. Galeria portretów trupów z polskiej szafy to zbiorowość pełna kompleksów. Ślizgając się po powierzchni rzeczywistości, zatopieni we własnym cierpieniu nie są w stanie wyciągnąć wniosków z tej pozaświatowej psychoterapii.

Nie sposób nie wspomnieć o kreacji Marty Ledwoń wcielającej się w postać Gwiazdki. Znakomicie zagrała rolę pełnej pretensji "obywatelki Europy". Niecierpiąca wszystkiego, co prowincjonalne modelka aspirująca do wyższych sfer, wtrącająca mimochodem anglojęzyczne zdania, rozpaczliwie próbuje wyrwać się z kajdan pszenno - żytniej polskości.

Serdecznie polecam, a zachętą może być fakt oburzenia części widowni. Niektórzy z odbiorców postanowili nie bić braw, jako wyraz protestu wobec przesłania sztuki, które najwyraźniej nie było im w smak.


Monika Durska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz