TRANSLATOR

Z cyklu: Stypendium w Indiach cz. 5 / Opowiada Katarzyna Poleszak

Nawoływania "sabzija, sabzija"1, "gadźar, tamatar, pjaz"2, wykrzykiwane po wielokroć przez wędrownych sprzedawców warzyw, budziły nas prawie codziennie. Zazwyczaj wyskakiwałyśmy wtedy z naszych łóżek z zamiarem zrugania handlarza obserwując jednocześnie, jak z domów naprzeciwko, z pierwszych, drugich i trzecich pięter, panie domu spuszczają na sznurkach kolorowe wiaderka z obliczoną kwotą, by następnie wciągać je mozolnie, wypełnione już po brzegi zakupionym towarem. Asia, rozbudzona, już się nie kładła, ale szybciutko ubierała i zwijała karimatę, aby zdążyć na sesję osiedlowej jogi. Garstka mieszkańców dzielnicy zbierała się codziennie w pobliskim ogrodzie by wspólnie powitać dzień porannymi ćwiczeniami. Ja, zaspana i leniwa, wolałam wrócić do łóżka, ale nie na długo. Zasnąć nie pozwalało łomotanie do drzwi pani zabierającej od nas śmieci. Na nic zdały się prośby, aby robiła to ciszej. Śmieci nie mogłyśmy też wystawić za drzwiami dzień wcześniej, bo w nocy mogłyby się stać łupem dla głodnych szczurów lub małp. Zrezygnowana i zła, że znowu nie udało mi się dłużej pospać, szłam się wykąpać. Zimny orzeźwiający prysznic zawsze nastrajał optymistycznie. Jeszcze tylko kubek gorącej kawy, zawsze rozpuszczalnej, bo mieloną trudniej było w Delhi zdobyć, i mogłam zacząć dzień. Jeżeli akurat miałam poranne zajęcia z tańca odissi, które odbywały się w Triveni Kala Sangam, szkole usytuowanej w samym centrum miasta, musiałam na nie dojechać autobusem. Z przesiadką. Na przystanek szłam około 10 minut mijając po drodze dostawców mleka, nie rozbudzonych do końca zamiataczy ulic, ludzi spieszących się do pracy, studentów oraz dzieci w kolorowych mundurkach udające się do szkoły na rowerowych rikszach. 
Delhijskie ulice od rana wypełniało tysiące aromatów: kwitnącego jaśminu, prażonych orzeszków ziemnych, cynamonu i kardamonu z indyjskiego ćaju3, który pili wszyscy i wszędzie. Nozdrza drażniły także zapachy mniej przyjemne, spalin, ludzkiego moczu, krowich odchodów czy śmieci leżących na ulicy. To mi jednak nie przeszkadzało. Byłam szczęśliwa, ze jestem w Indiach i chłonęłam atmosferę tego miejsca, pozwalając widokom, zapachom, smakom i dźwiękom zapisać się w moim sercu już na zawsze. 

Odissi pokochałam równie mocno, ale myślę, że jest to temat na zupełnie osobny artykuł. Zajęcia miałam dwa razy w tygodniu i trwały one godzinę. Kiedy opuszczałam gmach szkoły upał stawał się już nie do zniesienia. Jeżeli tego dnia nie miałam zajęć popołudniowych na uniwersytecie, szłam piechotą na Connaught Place4 albo jechałam do polskiej ambasady na przysłowiową kromkę chleba z masłem. Pieczywo bowiem w Indiach było tylko tostowe. W niektórych miejscach można było kupić także pszenne bułki, ale były one niesmaczne. Dla ambasad natomiast, w jednym z luksusowych hoteli, wypiekano pyszny pszenno-żytni chleb na zakwasie. Do dziś pamiętam jego smak. Dotychczas żaden nie smakował mi tak bardzo. Może dlatego, że pieczywa nie jadałam tam często? Za to warzywa w Indiach są najlepsze na świecie. Stragany uginały się pod ich ciężarem, kusiły soczystością barw, różnorodnością i słonecznym zapachem. Obiady najczęściej gotowałyśmy więc same, próbując nieznanych nam wcześniej gatunków. Po obiedzie zaś czas spędzałyśmy różnie: zwiedzałyśmy Delhi, szłyśmy na spektakl (zwykle klasycznego tańca indyjskiego), koncert lub wystawę, a że zmrok zapada w Indiach bardzo wcześnie, bo około godziny 18.00, wieczory przeznaczałyśmy na naukę lub czytanie książek. Bardzo często spotykałyśmy się też ze znajomymi. Podczas takich wielokulturowych spotkań niejedna z nas znalazła prawdziwą miłość, a zadzierzgnięte wtedy przyjaźnie trwają do dziś.

W Indiach nie miałam problemów z zasypianiem. Dni pełne wrażeń, nasycone natężeniem barw i dźwięków, ustępowały miejsca nocom, bardzo cichym i czarnym. Tylko sny były wtedy kolorowe.

1   Z jęz. hindi - "warzywa, warzywa"
2  "Marchewka, pomidory, cebula"
3  Czarna herbata z mlekiem, gotowana z cukrem i aromatycznymi przyprawami, takimi jak: kardamon, cynamon, goździki, imbir i in.
4   Jedno z największych centrów handlowych, finansowych i biznesowych w New Delhi.


Katarzyna Poleszak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz