TRANSLATOR

Z cyklu: Stypendium w Indiach cz.3 / Opowiada Katarzyna Poleszak

Właśnie skończyły się Światowe Targi Książki w New Delhi (nie mniej popularne są coroczne targi Delhi Book Fair odbywające się w sierpniu). To wywołuje lawinę wspomnień. Dużo bym dała, aby znaleźć się na rozległych placach Pragati Maidan, na których odbywają się targi. Niezliczone hale wystawiennicze, setki, jeśli nie tysiące, stoisk wydawnictw indyjskich i zagranicznych, zielone trawniki pokryte piknikowymi kocami w kratkę, rodziny z dziećmi, dla których targi są nie tylko okazją do kupienia książek, ale i spotkań towarzyskich przy popołudniowym lunchu. Pamiętam, jak z wypiekami na twarzy przemierzałam alejki pachnące świeżym drukiem, bojąc się, że nie zdążę obejrzeć wszystkiego, że czegoś nie kupię, że przegapię ważne spotkanie autorskie. Targi na szczęście trwają kilka dni, więc po zakończeniu zajęć, szybko wsiadałam z koleżanką do autobusu, który zapchany do granic możliwości, pustoszał dopiero na ostatnim przystanku. Przyjeżdżałam drugiego i trzeciego dnia, by w czwartym już tylko delektować się wycieczką wśród książek. Gdy byłam już zmęczona lub głodna, udawałam się na krótką przerwę do jednej ze znajdujących się na terenie Pragati Maidan kafejek lub restauracji. Zawsze wracałam z naręczem papierowych toreb i foliowych siatek, co doprowadziło do tego, że pod koniec drugiego stypendium, kiedy już na stałe wracałam do Polski, musiałam wysłać do kraju kilkadziesiąt paczek z książkami o wadze przeszło 120 kilo.

A zaczęło się niewinnie, bo do swojej walizki spakowałam tylko jedną książkę. Przysługujący mi dwudziestokilogramowy bagaż pozwalał na spakowanie jedynie najpotrzebniejszych rzeczy. Jedną z nich było "Sto lat samotności" Gabriela Garcii Marqueza, książka, którą zawsze chciałam przeczytać, a nigdy nie znalazłam dość czasu. Więc kiedy jak nie w Indiach? Książki w Indiach są tanie, często opatrzone napisem "This book must not be sold outsied Bangladesh, India, Nepal, Pakistan and Sri Lanka" (tłum. "Ta książka nie może być sprzedawana poza Bangladeszem, Indiami, Nepalem, Pakistanem i Sri Lanką"). Zwyczajnie dlatego, iż ta sama książka w Europie czy Ameryce Północnej jest znacznie droższa. Dotyczy to przede wszystkim wydawnictw Oxford i Cambridge, ale nie tylko. Książki do nauki angielskiego, przeróżnego rodzaju słowniki, antologie, czy literaturę piękną, kupimy w Indiach kilka lub kilkanaście razy taniej. Oczywiście są to książki zazwyczaj w języku angielskim, ale jest to tylko okazją do podszkolenia tegoż właśnie języka i szansą na rozsmakowanie się w czytaniu w oryginale. A warto. W polskim przekładzie nie znajdziemy tak ogromnego wyboru literatury pięknej indyjskiej, nie tylko tworzonej po angielsku, ale także w tłumaczeniach z języków indyjskich mniej znanych, takich jak telugu, malajalam czy pendżabi. Jak inaczej mogłabym poznać twórczość bengalskich czy tamilskich pisarzy? Wiodący pisarze pakistańscy, tacy jak Manto czy Ismat Chughtai w ogóle nie są wydawani w Polsce.

Indie obfitują również w świetnie zaopatrzone księgarnie. W Delhi ukochaną dzielnicą bibliofili jest Darjagandź będąca siedzibą większości wydawnictw indyjskich. Oprócz tego w każdą niedzielę odbywa się tutaj największy w całych Indiach Kitab Bazaar (Bazar Książek). Jego tradycja rozpoczęła się w 1964 roku i trwa nieprzerwanie do dzisiaj. Ulice i chodniki zapełniają się kolorowymi straganami, na których można znaleźć stare czasopisma, książki używane, nierzadko prawdziwe białe kruki. Wydarzenie to przyciąga tłumy, nie tylko mieszkańców Delhi czy Indii, ale także obcokrajowców. Tutaj kupimy książki za przysłowiowe grosze.

Tymczasem zakupy w księgarni to prawdziwa celebracja. Pracownicy zawsze służą pomocą, odnajdują interesujące nas pozycje, przenoszą, pakują, nadają paczki, jeśli od razu chcemy książki wysłać. Tutaj zawsze można liczyć na gorącą herbatę z mlekiem lub kawę, a jeśli akurat tego dnia jest gorąco, na zimny gazowany napój lub wodę. Im więcej książek kupimy, tym większa jest zniżka. Mam swoje ulubione księgarnie. To na pewno Manohar w dzielnicy Darjagandź przy Ansari Road, People Tree na Connaught Place przy Sansar Marg, czy słynny Motilal Banarsidass na Kamla Nagar niedaleko mojego uniwersytetu, który jest mekką studentów indologii z całego świata. Znajdują się w nim przede wszystkim pozycje sanskryckie, tłumaczenia starożytnych tekstów wedyjskich, ogromna ilość słowników a także bardzo bogaty księgozbiór z zakresu indyjskiej kultury, filozofii, religii, sztuki, historii, archeologii, językoznawstwa, medycyny, jogi czy astronomii. Tutaj jest już drożej, ale i tak nie sposób wyjść z Motilala bez kilkuset rupii w portfelu. Jeśli zaś chodzi o wydawnictwa bardzo lubię Sahitya Akademi (głównie literatura piękna indyjska), Katha (przekłady angielskie z pozostałych języków indyjskich), Kali for Women (głownie książki feministyczne), Penguin Books India (literatura piękna i popularnonaukowa), Rupa (poezja i proza indyjska w przekładach), Orient Blakswan (kiedyś Orient Longman, książki popularnonaukowe), Rajpal (literatura hindi w oryginale), a także Oxford i Cambridge, których książki na temat subkontynentu indyjskiego często dostępne są jedynie w Indiach.

Tęsknię za indyjskimi księgarniami, za atmosferą tamtejszych zakupów, za tym, że nigdy nie martwiłam się przy tym o pieniądze. Spędzałam godziny na oglądaniu, wdychaniu farby drukarskiej i zastanawianiu się, którą książkę przeczytam jako pierwszą. Na moich półkach znalazły się przede wszystkim indyjskie powieści, opowiadania i poezja, ale też mnóstwo książek na temat językoznawstwa, religii, sztuki, kuchni azjatyckiej czy interesującej mnie sytuacji kobiet w Indiach. Kupowałam też książki o Pakistanie czy Afganistanie, w Polsce nie do zdobycia. Pojawiły się także słowniki, bez których jako indianistka nie mogłam się obejść. Marqueza zaś przeczytałam dopiero pod koniec mojego pobytu w Indiach. Bardzo mi się podobał.




Katarzyna Poleszak

1 komentarz:

  1. Jej! Zupełnie inne Indie niż mi znane. Ja głównie znam wieś i biedę. W księgarni byłem może raz.
    Również podejście do książek inne, ja biorę ze sobą w podróż kilkaset książek, również o odwiedzanym kraju, l, ale jaoo ebookie:). No i uczenie się języków z podręczników jest mi obce...

    OdpowiedzUsuń