Nie mam wątpliwości, najnowsza
powieść Wiesława Myśliwskiego „Ostanie rozdanie”, to powieść wybitna,
obejmująca całość ludzkiego istnienia, w pewnym sensie dotykająca tajemnicy
bytu. Autor zachęca odbiorcę do myślenia, a robi to w niezwykle prosty sposób.
Nie poucza, nie moralizuje, nie ocenia. Pochyla się natomiast nad
codziennością, zwyczajnością, która kryje w sobie coś niepowtarzalnego,
najważniejszego. Pisarz pokazuje indywidualną, intymną, pełną goryczy opowieść mężczyzny
przybierającą aspekt uniwersalny, przez co historia staje się wielowymiarowa,
możliwa do odczytania na różnych poziomach.
Motywem przewodnim powieści staje
się przeglądanie, analizowanie starego, rozpadającego się, napęczniałego od
wizytówek, obwiązanego gumką, notesu z adresami i telefonami głównego bohatera
i zarazem narratora opowieści, podejmującego próbę obrachunku z własną
biografią, całościowego poznania samego siebie i uporządkowania na nowo
dręczących go fragmentów z czasów, które minęły bezpowrotnie. Bohater
zastanawia się, kogo powinien wykreślić, a kogo pozostawić. Rzecz jest szalenie
trudna, bowiem częstokroć niektórzy „nieobecni” są bardziej realni we
wspomnieniach niż osoby, które wciąż żyją. Bohater ma problemy z przypomnieniem
sobie, kim byli i jaką rolę odegrali w jego życiu, a nawet czy w ogóle
istnieli. Co więcej, zawodzi kontakt telefoniczny, osoby zapisane wśród
adresatów stają się jedynie martwymi znakami, które ożywają tylko wtedy, kiedy
autor „dopisuje” do nich jakąś opowieść. Zatem notes, który powinien
porządkować informacje i dawać poczucie stałości w świecie, w tym przypadku
powoduje ból bezradności względem rozsypanych wspomnień. Czy jakakolwiek całość jest w stanie ogarnąć ludzkie życie? Czy
jakiekolwiek życie zmieściłoby się w jakiejkolwiek całości? Gdybym się chciał
powołać chociażby na swój przypadek, a nie jestem odosobniony. Żyłem, jak
żyłem. Bez poczucia podporządkowania się jakiejkolwiek całości. Kawałkami,
fragmentami, strzępkami, częstokroć chwilami, można by rzec, na wyrywki, od
przypadku do przypadku, jakbym odpływał, przypływał do siebie, odpływał,
przypływał. […] Wszystkie te imiona, nazwiska, adresy, które wbrew narastającym
we mnie zwątpieniom chciałyby być całością, nie wiedzą, że gdyby ich nawet było
drugie tyle i tak by to nie wystarczyło na żadną całość, bo nie w ilości rzecz.
Bohater Myśliwskiego jest
malarzem, który zarzucił studia na ASP, by uczyć się fachu krawieckiego.
Swojego czasu sprzedawał też antyki. W jego życiu nie było nic stałego. Przemieszczał
się z miejsca na miejsce, wciąż wynajmując mieszkania. Żadnej kobiecie nie
pozwolił na dłużej pozostać u swego boku. Nie związał się z nikim, bo źle mu
było z samym sobą. A przecież miłość była tak blisko. To miłość kobiety
pogrążonej w wielkiej rozpaczy. Kochając totalnie, na doczesność i wieczność,
na tym i na tamtym świecie, pozostaje jedynie zapisanymi w listach słowami, na
które nigdy nie doczeka się odpowiedzi. Zapiski Marii stają się smutnym świadectwem
cierpienia, które z biegiem lat rośnie doprowadzając do decyzji ostatecznej.
Miłość u Myśliwskiego jest zatem tak trudna, złudna i mglista jak pamiętanie. Być może żadna miłość nie ma na tyle siły,
aby przebrnąć przez całe życie. Życie prawie każdą pokona. Jakkolwiek nie mamy
nic innego, co moglibyśmy przeciwstawić życiu, prócz miłości. Nierówne to
przeciwieństwa, lecz cóż poradzić. A choć mogłoby się komuś wydać to
przedwczesne, niejasne przeczucia dawały mi już wtedy znak, że w dalszej lub
bliższej przyszłości tę naszą miłość czeka tragiczne zwieńczenie, gdy jedno z
nas odejdzie, a to nie będę ja, bo taka miłość nie mogłaby być nietragiczna.
Tragizm to nie tylko jej potwierdzenie, to miara jej wielkości.
Myśliwski mnoży wątpliwości,
stawia pytania, rozważa różne scenariusze, wiele kwestii pozostawia otwartych.
Łącznie z jedenastym rozdziałem, który w książce oznaczony jest jako
„niedokończony”. Rozdział ten, to ostatni list Marii – zwieńczenie prawdy o
ludzkim losie, przeznaczeniu, przemijalności, pamięci, a przede wszystkim,
miłości. Uświadamia ono, że tylko w obliczu śmierci człowiek jest w stanie
zrozumieć istotę szczęścia. I jestem
teraz szczęśliwa, że nie poddałam się poczuciu nicości. I będę już do końca
szczęśliwa. Dlaczego szczęście tak późno się odczuwa? Czy tak zawsze musi być
ze szczęściem, powiedz? Czyżby to było jedyną miarą, czym ono jest?
Myśliwski to pisarz niezrównany. Warto
było tak długo czekać na tę książkę, bowiem jest to arcydzieło domagające się
wielokrotnego czytania. Oczywiście tylko przez nielicznych.
Dorota Olejniczek
Ostatni akapit tekstu ma wielce negatywny wydźwięk. Autorka pyszni się, że arcydzieło Myśliwskiego domaga się wielokrotnego czytania, oczywiście tylko przez nielicznych, do których, nie wiadomo dlaczego, zaliczyła samą siebie. Proponuję więcej pokory i samokrytyki. Pozdrawiam z niesmakiem.
OdpowiedzUsuń"Oczywiście tylko przez nielicznych" czytaj "nie każdy sięgnie po tego typu literaturę". Ze strony autora nie ma w tym żadnej pychy ani samouwielbienia.
OdpowiedzUsuńDorota Olejniczek