TRANSLATOR

Superbohater z Matką Boską na piersi / "Wałęsa. Człowiek z nadziei", reż. Andrzej Wajda

„Wałęsa. Człowiek z nadziei” – film wybitnego reżysera Andrzeja Wajdy, zrealizowany na podstawie scenariusza Janusza Głowackiego, z fenomenalną tytułową rolą Roberta Więckiewicza to na pewno wiekuisty pomnik wystawiony na cześć polskiego elektryka – polityka. Po „Człowieku z marmuru” i „Człowieku z żelaza” spodziewałam się jednak nieco lepszego kina. Widocznie jest coś z prawdy Quentina Tarantino, który swojego czasu powiedział, że po nakręceniu dziesiątego filmu zaprzestanie kariery reżyserskiej, bo nie chce widzom udowadniać nic na siłę. „Wałęsa. Człowiek z nadziei” jest filmem ujmującym, ale po Wajdzie moglibyśmy się spodziewać kina fenomenalnego, którego niestety reżyser nie potrafił nam zaserwować.

Filmową ramą jest wywiad, który z Lechem Wałęsą w 1981 roku przeprowadziła legenda dziennikarstwa Oriana Fallaci. Przyjeżdża ona do gdańskiego mieszkania przywódcy Solidarności śledzona i podsłuchiwana przez służbę ówczesnego rządu. Wajda zaserwował nam pewnego rodzaju retrospekcję, a w zasadzie pozbawione nadmiaru emocji kolejne kadry z życia Wałęsy. Najpierw oglądamy, jak Lech podpisuje podsunięty mu „cyrograf” na posterunku milicji, a robi to po to, żeby zdążyć na chwilę narodzin swego pierworodnego, potem spotykamy go podczas strajków w stoczni, widzimy kilka epizodów z aresztowań, otrzymanie Pokojowej Nagrody Nobla, w końcu obrady Okrągłego Stołu. Nie podoba mi się to „kartkowanie” historii.


Janusz Głowacki, autor scenariusza do filmu, w którymś z wywiadów mówił, że filmowcy za bardzo ingerowali w przedstawioną przez niego historię. Opowieść ratują błyskotliwie wplecione w fabułę filmu kwestie samego Wałęsy. Słynne „Nie chcę, ale muszę”, „zrobiłem to, czego nikt nie chciał zrobić, a trzeba było zrobić”, czy genialne rozmowy z przedstawicielami państwa podczas kolejnych przesłuchań ( w rolach agentów SB – Zbigniew Zamachowski i Cezary Kłosiński).


Na wielką pochwałę zasługuje rola stworzona przez Roberta Więckiewicza. Jak pisze na stopklatka.pl Karolina Pasternak: „…nawet tak skłócony naród, jak my, z pewnością zgodzi się w tym jednym: nikt nie zagrałby tej roli lepiej. Robert Więckiewicz po prostu jest w tym filmie Lechem”. I to prawda! Wykreowanie tak trudnej postaci, jaką jest Wałęsa z pewnością było dla aktora wyzwaniem. Sprostał mu, i to w genialny sposób. Szkoda, że takich polskich aktorów jest tylko garstka. Nie gorzej wypadła Agnieszka Grochowska wcielająca się w rolę Danuty Wałęsy. Jednak, jak przyznaje pierwowzór postaci, jej znaczenie w filmie jest nieco umniejszone, a życie z przywódcą Solidarności nie było tak kolorowe, jak to przedstawione.



Jedna scena z filmu poruszyła mnie szczególnie. Krytycy upatrują się w niej symbolu przekazania pałeczki w walce o wolną Polskę. Jadący kolejką miejską Wałęsa otrzymuje ulotkę, kolportowaną przez nikogo innego, jak Macieja i Agnieszkę Tomczyków, bohaterów „Człowieka z żelaza”. Naprawdę wielkim zaskoczeniem było zobaczyć na ekranie młodych Krystynę Jandę i Jerzego Radziwiłłowicza.


Tym, którzy jeszcze nie widzieli  filmu „Wałęsa. Człowiek z nadziei” i zastanawiają się, czy powinni go obejrzeć, na zachętę powiem tyle: „Jestem za, a nawet przeciw”.

Marta Piasecka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz