TRANSLATOR

Królowa literatury popularnej

Do takiego romansu - na dodatek „wszechczasów” - można przyznać  się jawnie, i to bez żadnych konsekwencji. Romansu z  książkami Joanny Chmielewskiej. Joanna Chmielewska - właściwie Irena Barbara Kuhn ( 1932-2013) - to  najpopularniejsza polska pisarka powieści kryminalnych, sensacyjnych, książek dla dzieci i młodzieży, a także  literatury  wspomnieniowej. Spod jej pióra wyszły również zabawne  poradniki o tym, co robić, aby domowe życie nie przerodziło się w kryminał, a nawet książka kucharska. Jednym słowem pisarka wszechstronna i osobowość nietuzinkowa. Miała wiele pasji, uśmiech na twarzy, niesamowity apetyt na życie, a także kilka uzależnień. Nas uzależniła od swych książek.  Któż nie znał tak kultowych pozycji, jak „Lesio” czy „Klin”. Przyznawała się do hazardu - kasyna i gonitwy konne, nałogów (nikotynizm), uwielbiała koty, bursztyny i robótki na drutach, także podróże. Z wykształcenia inżynier architekt. Jej przeznaczeniem była jednak literatura. Od 1970 roku  zajęła się twórczością literacką. W 1964 roku  wydała swą  pierwszą powieść „Klin’’. Ostatnią jest „Zbrodnia w efekcie” (2013). Swoje  kryminały określała jako sensacje humorystyczne.
Napisała  ponad 60  książek, w tym 11 dla  młodszych czytelników i 5 poradników, a  łączny nakład  jej powieści w Polsce przekroczył  6 mln. egz. To imponujący dorobek -  na  81 lat życia - ponad pół wieku twórczej  aktywności. Przez lata nie schodziła z list bestsellerów, a jej książki uratowały od plajty niejedno wydawnictwo. W 2004 r. odznaczona Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski, a  w roku 2006 - zdobyła prestiżową Nagrodę Wielkiego Kalibru, przyznawaną najwybitniejszym twórcom kryminałów. Kobieta spełniona, bo za taką się uważała, z ciekawym życiem - bo to uważała za najważniejsze. Nie sława i pieniądze. Choć bez Nobla, o którym dowcipnie marzyła. Za to nazwana przez Wojciecha Orlińskiego, dziennikarza Gazety Wyborczej, królową literatury popularnej. I niech tak zostanie. Pożegnała się z nami ukazującym się na rynku wydawniczym 4 października tego roku  „Życiem (nie)całkiem spokojnym” - będącym  streszczeniem  siedmiotomowej  „Autobiografii” - której poszczególne tomy ukazywały się w latach 1994-2008. Życie dopisało smutny scenariusz, bowiem 8 października odeszła od nas. W  swym ostatnim dziele wspomina barwne  i obfitujące w zabawne i zaskakujące momenty życie, z których wiele  znalazło swe rozwinięcie w jej powieściach. Zdarzenia z bogatego życia osobistego, relacje  z wielu podróży, wątki  wspomnień znane z  poprzednich tomów, ale uważnym czytelnikom nie uciekła  wzmianka  o pogarszającym się zdrowiu autorki  i towarzyszącym  jej  bólu po śmierci  ukochanej  przyjaciółki – uwieńczonej w wielu  utworach książkowej Alicji. Ale o tym będzie nieco później. 

Umilała nam znaczną część  naszego życia i bawiła niezmiennie od 50 lat. W ponurych czasach  rozśmieszała całą  Polskę. Bawi nadal. Dla niektórych z nas lektura książek pani Joanny będzie wspomnieniem czasów młodości, które upłynęły w PRL-u, dla wielu  odkryciem na nowo, inni znów będą na samym początku romansu z  książkami pisarki. Przez długie lata obserwowaliśmy wszyscy warsztat pisarski pani Joanny, czytaliśmy najlepsze jej dzieła, niekiedy mawialiśmy, czytając te późniejsze, że są „całkiem poprawne”, ale to już nie to. Jednym słowem, nowe utwory to niezłe kryminały, z dozą  humoru, ale nie jest to już śmiech do łez. Zaskakiwała nas jednak do końca.
Jako zwykły czytelnik przyznaję się do odnowionego po kilku  latach romansu z królową literatury popularnej, który przerwałam  w ostatnim czasie  - niesłusznie uznając, że z Chmielewskiej już wyrosłam. Pośpiesznie, już po śmierci autorki, nadrobiłam  straty. Przyznaję  jednocześnie, że wszystkich jej książek nie czytałam. W mojej ”dziewczyńskiej biblioteczce”  młodzieżowe książki tej autorki stały obok Siesickiej i Ożogowskiej . Zaczytywałam się w cyklu powieściowym o Janeczku i Pawełku, a później o pociesznych  i zabawnych 16 latkach: Teresce i Okrętce - sympatycznych koleżankach i ich rozlicznych przygodach. Książki te dostarczały mi dreszczyku emocji i dobrego humoru, a pełno w nich było przygód, intryg i  zawiłych  zagadek. Kiedy w późniejszym wieku sięgnęłam po kryminały autorki już wiedziałam, że z tego jest znana. Z takimi  lekturami jak: ”Wielkie zasługi”, „Skarb” czy „ Nawiedzonym Dom” - gdzie pojawiają  się postaci sympatycznego rodzeństwa: Janeczki i Pawełka oraz psa Chaber - mam jak najlepsze wspomnienia od najmłodszych lat. Czego tam nie było: wakacyjne przygody nad morzem i  stary cmentarz, który odkrywają, jest historia II wojny światowej i pewna tajemnica, ukryte skarby na cmentarzu i szajka złodziejska. Świat niemal nieobciążony PRL- em. W kolejnych młodzieżowych książkach, a chodzi tu o ”Zwyczajne życie”, „Większy kawałek świata” i Ślepe szczęście”, przeżywałam niesamowite przygody  głównych bohaterów, rozwikłujących wiele tajemnic, wpadających raz po raz na trop szajek przestępczych i  popadających przy tym wciąż w rozliczne tarapaty. Wchodziłam wraz z nimi na szlaki wakacyjnych przygód i aktywnego wypoczynku. Mazury, Góry Stołowe, wspaniałe krajobrazy, jednym słowem szkoła przetrwania w czasach bez  komórek i tabletów. Te książki miedzy innymi zabawiały młodzież  przez szary okres PRL-u. 

Za co ją uwielbiam, jakie mam jej ulubione książki i jakie są moje wrażenia z obcowania z lekturami pani Joanny. Podziwiam niezmiennie jej warsztat pisarski i zalety lekturowe płynące z obcowania z dziełami skrzącymi się dowcipem, niebywałymi pomysłami i zabawną intrygą. Chmielewska zawsze dobra na nudę i chandrę, pogodę i niepogodę - także ducha. Autorka wdarła się „Klinem” do literatury i tak pozostało: klin klinem na małe i duże problemy czytelników. Cenię ją za niebywałe pomysły i humorystyczność otaczającego świata wnikającą do powieści, za  mnóstwo wymyślonych  zwykłych historii z domieszką niezwykłości - choć sama mawiała, że to życie i absurdy poprzedniej epoki podsuwało jej to. Uwielbiam za specyficzny humor, zmysł obserwacji i giętki język. A także za lekkie pióro, wartką akcję, arcyciekawe zagadki kryminalne, zręczne intrygi kryminalne i wykreowane  niezapomniane postaci  Joanny, Alicji i oczywiście Lesia. Jednym słowem za to wszystko po czym rozpoznajemy charakterystyczny styl Chmielewskiej. 

Delektowałam się jej licznymi powiedzonkami, które weszły do obiegu. Chociażby takie:
 „Sok pomarańczowy jest w lodówce - wymamrotała półprzytomnie.
- Ja przyniosę  - zaofiarował się Paweł, który nagle zmaterializował się w mroku obok nas
- No widzisz, on przyniesie. Usiądź wreszcie, do wszystkich diabłów!
- Otworzy lodówkę i będzie się gapił…  No dobrze, przynieś, tylko nie zaglądaj do środka! /Byczki w pomidorach/.
- Azali były osoby mrowie a mrowie? -powtórzył cierpliwie pan Muldgard.
- Co to znaczy - wyrwało się Pawłowi z nadzwyczajnym zaciekawieniem.
- Moim zdaniem, on pyta, czy dużo nas było - powiedziałam z lekkim powątpiewaniem.
- Tak - przeświadczył pan Muldgard i uśmiechnął się  do mnie życzliwie.”

Dodam, że ta sympatyczna postać duńskiego policjanta pojawiająca się w wielu „skandynawskich kryminałach” autorki budzi śmiechu  co niemiara - mówiąca owszem trochę po polsku, ale zamierzchłym stylem. 

Te wszystkie oczekiwania wobec kryminałów autorki  odnajdowałam we wczesnych jej utworach  z lat 60 i 70-tych: „Klin”, „Lesio”, ”Wszyscy jesteśmy podejrzani”, ”Wszystko czerwone”, które zawsze czyta się miło i szybko. To prawdziwe perełki komedii obyczajowej z rozbudowanym wątkiem kryminalnym i górującym nad tym humorem. Kręciły mnie liczne przezabawne historie, w których  wszystko jest poplątane i do końca często nic nie było  wiadomo. W „Klinie” śledziłam z zapartym tchem historię rozpoczynającą się od pewnego omyłkowego telefonu i  na nim też się kończącą, z szajką przestępczą w tle i nie do końca omyłkowo dzwoniącym do bohaterki młodym, przystojnym rozmówcy o cudownym radiowym głosie… w  sumie lekiem na całe zło - marzenie każdej kobiety. Ta komedia pomyłek pełna humoru, świeżości, dowcipna i lekka, bije wszystkie inne w rankingach na najbardziej zabawną. Doskonale pamiętam też dwa lata późniejszy kultowy film  pt. „Lekarstwo na miłość” Jana Batorego, na podstawie książki, z zabójczo przystojno - powabnym duetem: Andrzej Łapicki i Kalina Jędrusik.

Kilka słów o niezapomnianych postaciach. Po pierwsze to Joanna, detektyw w spódnicy, pojawiająca się po raz pierwszy w „Klinie” - swoiste alter ego pisarki - najbardziej rozpoznawalna bohaterka Chmielewskiej. Jej to w kolejnych powieściach w różnych wariantach przydała autorka nie tylko swe imię, ale część biografii i temperamentu. Dzieli więc z autorką zamiłowanie do wyścigów konnych, nałogi i liczne perypetie uczuciowe, a także skłonności do wpadania w tarapaty i rozwiązywania kryminalnych zagadek. „Nie miałam fartu do męskich pierwowzorów” - tak mawiała sama pani Joanna. Jej niekonwencjonalne metody prywatnych śledztw podczas rozwiązywania tajemnic licznych morderstw powracają w kolejnych książkach. Pojawia się raz po raz, a to we  „Wszyscy jesteśmy podejrzani” (1966) - dla wielu najzabawniejszej i najlepszej - obfitującej w śmieszne i liczne zwroty akcji, gdzie rzeczywistość miesza się niebezpiecznie z fikcją.  Joanna bowiem znudzona pracą w biurze projektów staje się pisarką wymyślającą zbrodnię. Kiedy taka naprawdę się przydarza - stara się nie tylko udowodnić swą niewinność, ale dzielnie zabiera się sama do rozwikłania tej tajemnicy. W ”Całym zdaniu nieboszczyka” (1972) i „Wszystko czerwone” (1974) mamy tę samą, starą znajomą - architekt Joannę przypadkowo wplatającą się w niezwykłe intrygi kryminalne, często o  międzynarodowym podłożu. Niesamowite historie awanturniczo - przygodowe Joanny, którą widzimy  i na Sycylii, i w NRD, a nawet w Brazylii, grającą w ruletkę niekoniecznie w kasynach, bo nawet w nielegalnych szulerniach - przybliża doskonale ta z roku 1972, moim zdaniem całkiem fajna. Joanna pojawia się też w „Dwie głowy i jedna noga” (1996) -  w zabawnej, autoironicznej, pierwszoosobowej  narracji; mamy tu niezwykle kryminalne wydarzenia, wątek romansowy i rozwikłania kryminalnej zagadki, a także relacje męsko - damskie. Słowem – znane klimaty u autorki. Joanna obecna jest też w „Rzezi bezkręgowców” (2007); tu po powrocie z urlopu ląduje znów w samym centrum dziwnych wydarzeń, a jak to z nią bywa - uruchamia kolejne prywatne śledztwo. Odnajdujemy swojski klimat znany z wielu powieści, a książka jest napisana z dużą dozą humoru, gierek słownych i relacji męsko - damskich. Sięgnęłam, już po śmierci autorki, po „Zbrodnię w efekcie” - ostatni jej kryminał - i jak to bywa w jej powieściach, mamy znowu konglomerat kobiecy, świat babek, które więcej motają niż wyjaśniają, a przy okazji pojawia się też dawno nie widziana w książkach Joanna. Warta przeczytania - nie przez to, że jest to jej ostatnia książka, cieszył mnie po prostu powrót autorki do formy sprzed lat.

Była też druga bohaterka wielu powieści autorki – Alicja. Za jej sprawą śledziłam wciągające mnie coraz bardziej  jej duńskie powieści. Alicja Hansen - postać równie roztargniona jak Joanna, słynąca z  otwartego domu dla wielu gości, a przy tym pakująca się w kolejne tarapaty - wzorowana jest  na rzeczywistej przyjaciółce pisarki. Alicji pełen jest nie tylko „Krokodyl  z Kraju Karoliny”, bo jako główna  bohaterka jawi się nam w powieściach: „ Wszystko czerwone” (1974), ”Byczki w pomidorach” (2010) i „Kocie worki” (2004). Epizodycznie wystąpi w „Całym zdaniu nieboszczyka” (1972), „Szajce bez  końca” (1989) i „Zapalniczce” (2005), a w krzywym zwierciadle w „Harpie” (1998) (tu jako Felicja). To tak tytułem wyjaśnienia dla tych, co będą w przyszłości drążyć świat powieściowy autorki. Mamy ją  zatem pracującą jeszcze wraz z Joanną w biurze projektów w powieści „Wszyscy jesteśmy podejrzani” (1966), potem przenosimy się już do duńskiego miasteczka Allerod (w rzeczywistości  przyjaciółka pisarki mieszkała w Birkerod), gdzie kolejno widzimy ją jako żonę Duńczyka i późniejszą wdowę, a też   niedoszłą ofiarę zbrodni w „Krokodylu z Kraju Karoliny” (1969), a nawet ofiarę serii zamachów w Kopenhadze, do której się przeprowadza we „Wszystko czerwone” (1974). Ten kryminał - jeden z najpopularniejszych, przedstawiający  Alicję Hansen, wdowę nieco roztargnioną, mieszkającą na przedmieściach Kopenhagi,skrzy się aż od humoru, mamy tu tajemniczego mordercę i śledztwo prowadzone przez duńskiego śmiesznego policjanta Muldgarda, intrygę i trupa, a przy tym sporo przezabawnych dialogów i niesamowicie śmiesznych sytuacji. I towarzyszący temu obficie kolor czerwony. Słowem – Chmielewska w najlepszym wydaniu.

Moim zdaniem w tym cyklu o Alicji są i książki gorsze, jak ta „Byczki  pomidorach” z 2010 roku, kontynuacji poprzedniej sprzed 35 lat. Mamy podobne klimaty i znanych bohaterów, którzy po 5 latach od opisanych wydarzeń ponownie przybywają do domu Alicji - w duńskim Birkerod, a przy okazji rzesza innych gości, ale to już nie to!

Inną niezapomnianą przez wielu postacią jest śmieszny Lesio, architekt pracujący  w biurze projektów, który wplątuje się  w serię zabawnych zdarzeń - z kultowej, jednej z najbardziej znanych i najpoczytniejszych sensacyjno - humorystycznych powieści, w której autorka mistrzowsko nakreśla realia życia w Polsce początku lat 70. Książka ukazała się w 1973 roku. Koneserom twórczości pani Joanny i jej skandynawskiego epizodu życia polecam zabawny artykuł dziennikarski Marty Matyszczak ”Skandynawskim tropem Joanny  Chmielewskiej” /http://zbrodniawbibliotece.pl/analizy/2620,skandynawskimtropemjoanny Chmielewskiej/, w którym to dziennikarka odwiedza po latach te miejsca duńskiej stolicy -  tak bliskie Chmielewskiej -podczas jej pobytu w Kopenhadze, w której gościła na zaproszenie wspomnianej przyjaciółki. Dziennikarka wydobywa znakomicie klimat tych miejsc i odnajduje stosowne fragmenty obecne na łamach samej twórczości Chmielewskiej. Oczywiście nie mogło tu zabraknąć duńskiej Syrenki i Amalienborgu - siedziby królewskiej, Muzeum Narodowego i takich miejsc, jak Tivoli - wesołego miasteczka i terenu wyścigów konnych w okolicach Charlottenlund /niestety ząb czasu - po stadionie ani śladu, jak nadmienia dziennikarka/, w których pani Joanna spędziła wiele ekscytujących chwil.

Polecić mogę też „Wyścigi” (1992) - przenoszące nas w realia stołecznego Służewca i torów wyścigowych, aby wraz z bohaterami poczuć dawkę adrenaliny - tak potrzebnej w życiu samej pisarki. 


Książkowy ”Gwałt” z roku  2011 to mało ciekawa książka - z naciąganą intrygą - rozczarowuje  i daleka  jest od stylu z wcześniejszego okresu. Podobnie odbierałam „Krwawą zemstę” (2012) - jako przeciętną, zawierającą wiele wątków znanych z poprzednich lekturowych wrażeń m.in. świat biurowy. Alicja już tu nie mieszka, nie ma też Chmielewskiej, ale nam został cały dorobek autorki i siła przyjaźni kobiecej, tak w życiu, jak w powieściach. O samej Alicji - tej rzeczywistej - tak wspomina Chmielewska: ”Umarła szóstego maja 2006 roku i była dla mnie tak ważna, że nie zgadzam się  uwierzyć w jej śmierć. Nieprawda, wcale nie umarła, wyjechała na kurację do Szwajcarii i po prostu stała mi się chwilowo niedostępna, bo do tak górzystego kraju z pewnością sama osobiście nie pojadę”  /Autobiografia, Okropności, s.9/. Po śmierci pisarki obiegła nas wieść w Internecie: ”Chmielewska nie umarła, pije z Alicją kawę w Szwajcarii”.

Bawiła nas przez półwiecze w szarych czasach realnego socjalizmu, bawi teraz i nadal będzie. Jednym słowem autorka uniwersalna. Ona sama i jej powieści były w zasadzie apolityczne, choć rzeczywistość   długich lat, przez które tworzyła, wdzierała się bardziej lub mniej dobitnie do powieści. Można by zaryzykować twierdzeniem, że cząstkę swej natury przydała powieściowej przyjaciółce Joanny, bowiem: ”Natura Alicji – charakter apolityczny, można by powiedzieć  nieograniczony czasem i przestrzenią, taki, co to nie zna granic ni kordonów…” - tak opisała ją w „Krokodylu z  Krainy Karoliny”. Autorka ponadczasowa. Zostawiła nam wór przeróżnych dzieł, lepszych lub gorszych, ale zawsze to była literatura optymizmu i uśmiechu. ”Jeśli tylko w okropnej Peerelowskiej rzeczywistości było coś pogodnego, natychmiast to wyłapywałam. Pchało się!‘’- mawiała. Jej proza nie zawiera być może szczególnych wartości, a bohaterowie bywają często lekko niewiarygodni. Co w tym też złego, że bywały to niekiedy wciąż te same opowiadane zabawne historie. Jej pamiętniki - jak twierdzą niektórzy - nie przedstawiają  głębokiej prawdy czasu ani ludzi… Jednak są ciągle czytane i zaczytywane przez czytelników bibliotecznych. Ja sama najbardziej cenię jedną z najciekawszych i najlepszych jej części Autobiografii - mianowicie „Trzecią młodość” - prawie całkowicie poświęconą jej podróżom i wrażeniom z wojaży. Odkrywa przed nami wiele tajemnic ze swego życia - opowiadając przy tym jak sobie radziła w poprzednim ustroju -  zresztą całkiem znakomicie. Mamy w ten sposób kolejną odsłonę pisarki, jako kobiety bardzo zaradnej. Poprzez swe książki sprawiała ludziom zwykłą przyjemność czytania, a tego odebrać się nie da. Mówi się, że czytanie jest jak choroba zakaźna. Czytajmy ją zatem i podsuwajmy młodym. Powieści  kryminalne pani Joanny nie odeszły wraz z poprzednią epoką i silną konkurencją kryminału skandynawskiego i modnymi obecnie twórcami polskiego kryminału, bo do dzieł pani Joanny mamy zwyczajnie sentyment!

Tych u progu romansu z Chmielewską pragnę, na zakończenie ostrzec przed tym, że są dwie Chmielewskie, a Joanna M. Chmielewska, autorka trzech powieści dla kobiet w różnym wieku nie  jest tą, o której była mowa. Co nie znaczy, że nie zachęcam do lektury „Kaszmirowego szalu” Joanny M. Chmielewskiej. Ale to już zupełnie  inne klimaty!

Jolanta Jurkowska


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz