TRANSLATOR

Idealny dzień? - Spacer dziką stroną ulicy / Wspomnienie o Lou Reedzie (1942-2013)


Światowa muzyka rockowa znowu poniosła wielką stratę. 27 października w wieku 71 lat, prawdopodobnie na skutek powikłań po przeszczepie wątroby, zmarł Lou Reed – jeden z moich ulubionych poetów rocka.

Dla wielu artystów, przede wszystkim muzyków rockowych, ale nie tylko, był przewodnikiem, który swoją postawą pokazywał, jak wykorzystać talent i intelekt, pozostając bezkompromisowym, autentycznym i niezależnym twórcą. Sam Lou Reed podkreślał, że nie posiada ani głosu ani szczególnych umiejętności gry na gitarze. W 1967 roku ukazał się przełomowy już dziś dla muzyki rockowej album The Velvet Underground & Nico. Sprzedał się jedynie w 30 tysiącach egzemplarzy, ale jak nieco żartobliwie wspominał znany muzyk Brian Eno, każda z tych 30 tysięcy osób założyła własny zespół, wskazując na siłę oddziaływania płyty ze słynnym bananem Andy Warhola na okładce. Sam Lou Reed uważał, że jego piosenki są idealne do wykonywania dla innych zespołów, bo są łatwe do zagrania: To jedna z cech rock and rolla, które szczególnie lubię. Możesz usiąść i nauczyć się go grać. To demokracja. Nie to co w jazzie. 
Lou Reed obok Boba Dylana, Leonarda Cohena, Jima Morrisona czy Patti Smith był przede wszystkim poetą, który używał rocka jako naturalnego języka wypowiedzi, dzieląc się ze słuchaczami swoją wrażliwością i tym wszystkim, co go nurtowało, czym żył. Charakterystyczne dla całej jego twórczości jest to, że był poetą jednego miasta – piewcą Nowego Jorku. W sposób dosadny, często sarkastyczny, opisywał uroki, ale przede wszystkim mroki Wielkiego Jabłka.

Swoje teksty uważał za kolejne rozdziały powieści o Ameryce. Idąc tropem literackich fascynacji – Frank O'Hara, Allen Ginsberg, Jack Kerouac, William Burroughs – postawił na zapisywanie głosów otaczających go ludzi i miejskiego życia. Podkreślał, że pisanie jest dla niego koniecznością. Ze swoją wrażliwością czuł się pusty i pozbawiony własnego ja. W jednym z wywiadów, tak o tym mówił:  Pisanie piosenek jest jak pisanie dramatu, tyle tylko, że to ty grasz główną rolę. I piszesz dla siebie najlepsze zdania. Jesteś swoim własnym reżyserem. I stają się one jak scenki. A ty zaczynasz grać różne postaci. Na tym polega zabawa. Zawsze piszę z czyjejś perspektywy. Sprawdzam osoby, o których zamierzam napisać piosenki. I wtedy staję się nimi. Dlatego właśnie czuję się pusty, kiedy tego nie robię. Nie mam własnej osobowości. Podbieram je innym ludziom. Mówię poważnie, kiedy jestem z kimś, kto ma jakiś charakterystyczny gest i znajduje się przy mnie dłużej niż godzinę, zaczynam go robić. I jeśli mi się spodoba, zatrzymuję go. Ale nie mam nic własnego.

Lou Reed, współtwórca wraz z Johnem Calem Velvet Underground – jednego z najbardziej wpływowych i niekonwencjonalnych zespołów rockowych, wywarł wpływ na całe pokolenia muzyków. To jego twórczość w dużej mierze zapoczątkowała utratę niewinności w muzyce rockowej. Za nim poszli Iggy Pop i David Bowie, a jeszcze potem cały nurt punk rockowy. Sięgając do innych pozamuzycznych odniesień, można wskazać pewnego rodzaju wspólny artystyczny mianownik między twórczością Lou Reeda, Woody Allena i Edwarda Hoppera.

Woody Allen urodzony, wychowany i zakochany w Nowym Jorku pokazuje w swoich filmach wrażliwców i zagubionych intelektualistów, a z każdego ujęcia bije fascynacja tym miastem i jego pulsem. Edward Hopper – malarz amerykańskiej przestrzeni miejskiej, którego obrazy są pełne pustki, melancholii i spleenu – ukazuje samotność człowieka w wielkim mieście. Hopper był inspiracją dla takich twórców jak Alfred Hitchcock, Wim Wenders, Jim Jarmush, Sam Mendes, a także nasz Andrzej Wajda (film Tatarak). W sposobie narracji i budowaniu nastroju u Lou Reeda dostrzegam pokrewieństwo z obrazami Hoppera. Z tym, że Lou Reeda fascynowała ta raczej mroczna, wstydliwa strona miasta. Przypatrywał się ludziom z marginesu i półświatka (przez pewien czas ta ciemna strona stała się i jego światem) i tak jak u Hoppera pokazywał ich samotność, odrzucenie i wielką pustkę. U Lou Reeda podobnie jak u Woody Allena nie bez znaczenia jest żydowskie pochodzenie - obaj urodzili się na Brooklynie w tradycyjnych mieszczańskich rodzinach o średnim statusie. Konserwatywne, mieszczańskie poglądy w ich rodzinach spowodowały, że przyszli artyści stali się przewrażliwionymi neurotykami. W przypadku Lou Reeda doszły jeszcze problemy z identyfikacją seksualną. 

Pierwsze muzyczne szlify Lou Reed zdobywał w 1965 roku we wspomnianym zespole Velvet Underground, zauważonym i wypromowanym przez Andy Warhola. Warhol, wówczas bardzo opiniotwórczy artysta w swojej słynnej Fabryce zgromadził całą nowojorską śmietankę intelektualną – pisarzy, malarzy, muzyków oraz różnego rodzaju freaków.

Nie chcę wymieniać całej dyskografii muzyka, pragnę natomiast zwrócić uwagę, że jego twórczość to nieustanne, bezkompromisowe poszukiwanie swojego języka. Lubił zaskakiwać fanów i krytyków ciągłymi ucieczkami z gatunkowego getta. Oprócz takich płyt – określających jego styl, dziś już kamieni milowych w rocku, jak: Lou Reed, Transformer, Coney Island baby czy New York, nagrał także przejmujący krążek pt. Berlin (1973). To podzielone murem miasto stało się dla Lou Reeda sugestywnym tłem dla dekadenckiej opowieści o równie brudnej i nieprzyjaznej atmosferze, jak w rodzinnym Nowym Jorku. Wydany natomiast w 1975 roku album Metal Machine Music pełen niepokojących, zgrzytliwych, kakofonicznych sprzężeń, jak na tamte czasy był nie do przyjęcia, odrzucony zarówno przez fanów jak i krytykę. Dziś uważa się go za prekursorski dla takich gatunków jak drone, noise czy industrial.

Kończąc chciałbym wspomnieć o innym wielkim dla świata rocka, jak i całej popkultury muzyku – Davidze Bowie, który w najtrudniejszym dla Lou Reeda okresie (depresje i uzależnienie od narkotyków i alkoholu) pomógł mu wyjść na prostą i uratował przed upadkiem. Bowie, dla którego Lou Reed był wówczas  bardzo ważnym twórcą, ściągnął go do Londynu, gdzie pomógł mu nagrać, wyprodukować i wypromować płytę Transformer (1972 ), która okazała się wielkim sukcesem komercyjnym. Bowie znany jest zresztą z tego, że często pomagał muzykom na życiowych zakrętach, m.in. Tinie Turner czy Iggiemu Popowi.

W 2010 roku na lubelskim festiwalu Tradycji i Awangardy KODY Lou Reed miał wystąpić w projekcie pn. Improwizacje wraz ze swoją partnerką życiową Laurie Anderson oraz innymi znakomitymi artystami - Johnem Zornem i Billem Laswelem. Niestety postępująca choroba nowotworowa nie pozwoliła muzykowi na przyjazd.


Maciej Krawczyk
                                                                                                                                                                                                                                                                                    

* Perfect day (Idealny dzień) i Walk on the wild side (Spacer dziką stroną) – tytuły dwóch największych przebojów Lou Reeda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz