TRANSLATOR

„Czasami kłamię” Alice Feeney - recenzja Olgi Wójtowicz

W jednej z recenzji, która sprawiła, że zapragnęłam przeczytać tę książkę trafiłam na zdanie :”Żałuję, że nie mogę zapomnieć tej treści, żeby móc ją przeczytać ponownie”. Ja z przyjemnością przeczytam całość po raz drugi, żeby bez pośpiechu delektować się niezwykłymi pomysłami autorki. Pośpiech przy pierwszym czytaniu był konieczny ze względu na zwroty akcji i kolejne zaskoczenia.



Do połowy powieści jest dość zwyczajnie, poza tym, że bohaterka jest w śpiączce. Wszystko słyszy, ale tkwi w nieruchomym ciele. Nie pamięta, dlaczego trafiła do szpitala. Z jej wspomnień i przemyśleń wyłania się dość smutny obraz – Amber nie może porozumieć się z mężem, od lat nie może zajść w ciążę, do tego dochodzą problemy w pracy… W międzyczasie pojawiają się wpisy z dziennika dziesięcioletniej dziewczynki, pisanego na początku lat ’90. Czyje to wspomnienia i w jaki sposób łączą się z Amber?
Drugą połowę książki przeczytałam w jedną noc. Ilość zwrotów akcji i zaskakujących wydarzeń jest nieprawdopodobna, a jednak w jakiś sposób przyjmuje się to wszystko bez przymrużenia oka i sceptycyzmu. Do ostatniej strony na jaw wychodzą nowe, zadziwiające fakty, które tworzą spójną, logiczną całość, która zostaje na długo w pamięci.
Cudowna. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz