TRANSLATOR

Będziesz miał piękne życie, pełne nadziei, tęsknoty i złudzeń. Nie każdemu jest to dane*. / Ewa Winnicka „Angole”

W brytyjskiej prasie co chwila pojawiają się artykuły o „polskiej inwazji” na Wyspy. Nie bez przyczyny. Według szacunków w ciągu ostatnich dziesięciu lat wyemigrowało tam ponad siedemset tysięcy Polaków, nieoficjalnie mówi się nawet o dwóch milionach naszych rodaków (więcej jest tam tylko Hindusów i samych Brytyjczyków). 

Dla jednych emigracja stała się kluczem do zawodowego czy osobistego sukcesu, dla drugich to miejsce zagubienia i lawiny porażek, walki ze swoimi kompleksami i poczuciem niższości. Po głośnych „Londyńczykach”, w których Ewa Winnicka opisała specyfikę powojennej emigracji do Wielkiej Brytanii, nakładem wydawnictwa Czarne pojawiła się kolejna pozycja tej dziennikarki – „Angole”, w której autorka oddaje głos samym emigrantom. 

Reportaż składa się z 34 rozmów z Polakami, którzy znaleźli się na Wyspach po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej. 41 letni Maciek opowiada o strachu jaki mu towarzyszył podczas sierpniowych zamieszek w 2011 roku, które obserwował z okna swojego mieszkania. 30 letni Rafał, który spędził w boarding school lata licealne i poznał od podszewki życie autochtonów z najwyższej społecznej półki, opowiada o kolegach z liceum, którym od dzieciństwa wkłada się do głowy, że reprezentują oni najwyższą klasę społeczną, zaś obcokrajowcy, którzy nie kończą podobnej szkoły należą do podspołeczeństwa, z którym nie można się specjalnie zadawać. Przytacza też zwyczaj, kiedy to bogaci koledzy zabierają tych biedniejszych na wakacje do Jamajki w ramach charity work, którym można się potem pochwalić. 41 letni Romek jest jednym z setki dyrektorów w zdominowanej przez autochtonów korporacji w City. Wysokie stanowiska zajmują tylko opisani wyżej wychowankowie szkół z internatem. Kolonizator nie przebije szklanego sufitu, choćby napędzany był turboambicjami (cyt.). Romkowi się udało, z dużym powodzeniem odnalazł się na dyrektorskim stanowisku i pokazał, że nie tylko uczniowie z high class mogą coś osiągnąć. Poznacie też 43 letniego Marcina, który w Polsce był profesjonalistą w branży reklamowej, w Wielkiej Brytanii trafił zaś do sortowni śmieci, zarządzanej przez Albańczyków, jak sam mówi „twardych skurwysynów”. Praca ta miała być prostym sposobem na utrzymanie rodziny. Okazała się natomiast lokalnym piekłem. Przeczytacie o Basi, walczącej o sprawiedliwość z siecią hoteli Hilton, która przez moment była bohaterką dzienników „Evening Standard”, „The Independent” oraz licznych polskich i lokalnych serwisów informacyjnych, a dziś nie ma na powrót do Polski. 45 letnia Monika opowie o tym, jak pomaga Polakom, którzy na wyjeździe zderzyli się z lokalną kulturą lub własną naturą, co doprowadziło ich do różnych kłopotów. 41 letni Jacek o tym, jak założył własny zakład pogrzebowy, nie przypuszczając, że większość jego klientów stanowić będą samobójcy z Polski. Niezwykle wzruszyła mnie historia 30 letniego Adama pracującego jako pomoc w domu dla niepełnosprawnych umysłowo i fizycznie, któremu podopieczni dali pogląd na to kim jest i czego w życiu oczekuje. Mówiąc w skrócie: oczekuje zbyt wiele. Mamy też opowieść 30 letniego Mariusza, który po zetknięciu się z angielskim prawem, apeluje do rodaków, by osiedlając się w Wielkiej Brytanii, zwracali oni większą uwagę na miejscowe przepisy prawne i różnice kulturowe.  
 fot. Mariusz Śmiejek

Oprócz osobistych historii Polaków, z książki wyłania się także wizerunek „Angoli” (tak potocznie emigranci nazywają Anglików) pełen emocjonalnego dystansu, ostrożności w podejściu do obcych, zamiłowania do prywatności, przywiązania do tradycji, silnego poczucia przynależności do danej grupy społecznej, bowiem kraj ten ma zupełnie inne doświadczenia historyczne, kulturowe, polityczne, religijne, a przede wszystkim inną emocjonalność, z którą, jak twierdzi Winnicka, rozbijamy się jak muchy o szybę. Nie można zapominać również o tym, że jest to wyspa, w której od lat pielęgnowano odrębność, klasowość i bardzo indywidualistyczne podejście do kraju.

Chyba każdy z nas ma wśród swoich przyjaciół osoby, które zdecydowały się wyemigrować. Warto zatem przeczytać tę lekturę, zagłębić się w emigracyjne losy Polaków, z których jedne bywają piękne, często z dużą dawką humoru, inne zaś dramatyczne, pełne niepowodzeń. Może ktoś z Was dopisze swoją opowieść…


Dorota Olejniczek-Klementewicz

* cytat w tytule pochodzi z dramatu „Emigranci” Sławomira Mrożka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz