Na początek mała dygresja. Trzy lata temu spędziłem trzy miesiące w Wenezueli. Poznałem tam wielu niezwykłych ludzi, jak przykładowo księdza Floriana Cieniucha, który pracuje w tym kraju już od ponad trzydziestu lat. Jednak to osobna historia.
Przygotowując się do wyjazdu do Wenezueli chciałem zrozumieć skomplikowaną sytuację polityczną związaną w tym czasie ściśle z postacią Hugho Chaveza. Wiele czytałem, wypatrywałem wiadomości w telewizji. Wydawało mi się to właściwym podejściem, jednak spowodowało, że rozmawiając z ludźmi spotykanymi w Wenezueli zamiast słuchać z otwartością ich historii i opinii, próbowałem porównywać z tym co znałem w mediach, a nawet `tłumaczyć` im co się `naprawdę` dzieje w ich kraju. Okropna postawa :-).
Tym razem, jadąc do Tunezji, przyjąłem inne podejście, oczywiście nie mogłem uniknąć relacji w mediach o toczącej się od trzech lat tzw. rewolucji arabskiej, arabskiej wiośnie ludów, obalających dyktatorów rządzących od dziesiątek lat, narodów zmierzających do większej demokratyzacji rządów, jednak starałem się nie zgłębiać tematu.
Niezwykłe zbiegi okoliczności, częste w moim życiu, zazwyczaj pozytywne i tym razem doprowadziły mnie do ludzi i miejsc, których bym pewnie sam nie odnalazł.
Na konferencji Partnerstwa Wschodniego w lubelskim Centrum Kultury, w październiku 2013, poznałem na korytarzu Tunezyjczyka, na godzinę przed jego wyjazdem na lotnisko w Warszawie. Zachowywał się bardzo przyjaźnie, przedstawił jako wiceburmistrz miasta Kasserine i zaprosił mnie do odwiedzenia ich, tyle w 5 minutowej rozmowie.
Takie sytuacje są dla mnie wezwaniem do przygody, któremu nie mogę się oprzeć.
Jutro opiszę co mnie spotkało w Kasserine.
Na zdjęciu wiceburmistrz Kasserine podczas pracy, którą wykonuje jako wolontariat - Ridha Abbassi.
Wojciech Olchowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz