Trudny
czytelnik. Na ten temat napisano już wiele, wystarczy wpisać frazę w
wyszukiwarce google, i już rozwija nam się z szybkością jednego kliknięcia,
kilkadziesiąt stron mniej lub bliżej powiązanych z tym zagadnieniem. Nie
czytam. Nie chcę niczym się sugerować. Chcę sama, z własnego ponad półrocznego
doświadczenia, stworzyć obraz czytelnika uprzykrzającego nam, tę wszak ciekawą
pracę ze społeczną i edukacyjną misją. Jak to zrobić? Pytanie to spędza mi sen
z powiek, ale może zacznę od początku.
Gdy
przychodzę do pracy jest jeszcze pół godziny do otwarcia, idę więc do toalety z
obawą, bo pewnie już czeka. Czytelnik wczesnoporanny. Dopytuje czy można, bo
się spieszy, a chce tylko oddać, nic więcej, więc robię wyjątek. Ale ksiązki
oddać nie wystarczy, trzeba wypożyczyć, chociaż jedną, to potrwa tylko chwilkę.
Chwilka trwa 15 minut, a ja do toalety nie zdążę, bo już po 10-tej, czas pracy
się zaczął, czytelników już sporo, a od stanowiska odejść nie wypada.
Czas mija,
uśmiecham się na widok sterty kart pocztowych. Czytelnik przetrzymujący
książki. Ale czy trudny? Owszem, wypożycza, często nie oddaje, ale widuje się
go rzadko, więc humoru nie psuje na co dzień. Przypomina o sobie tylko w
trakcie wypisywania upomnień.
Patrzę na
zegarek, dwunasta, bibliotekę odwiedza Czytelnik, który wszystko już czytał i
niełatwo go zadowolić. Wyszukuję, szperam, wydobywam z zakamarków pamięci i
regałów, już zapomniane, acz niegdyś popularne książki. A tu mina wcale
niewesoła, bo okładka nie taka, a tego nie lubię, a tego nie czytam, a stare,
więc może coś innego, a takiego, a owego. Więc ja znów z nie mniejszym
entuzjazmem zapuszczam się w opasłe tomiska, niosę klasykę, wszak dobra i z
mody nie wychodzi, ale też nie, bo czytelnik woli dzieła nowsze. Dwoję się i
troję, podsuwam co lubię i to czego nie lubię by na koniec usłyszeć: „Wie Pani,
to ja przyjdę później, bo właściwie to mam co czytać”.
Zmęczona,
ale pogodna, wszak już 15.30, spoglądam z życzliwością na kolejnych
czytelników. Mój dobry humor chyba musi przeszkadzać, bo oto przed mną
Czytelnik roszczeniowy, który byle komu dowodu nie pokaże, ale należy mu się, a
jakże, więcej niż cztery książki, bo chory, bo daleko, i dłużej też chce
książki trzymać, bo kto to widział i słyszał, żeby tylko na miesiąc? Bo w innej
bibliotece to można więcej i dłużej. Opłaty za przetrzymanie? Lichwa. I praw
już nie ma żadnych, tylko obowiązki, kto to widział. Datę zwrotu też podaję z
obawą, bo przecież „mi nikt nie musi mówić kiedy, ja wiem, nie potrzebuję,
nigdy nie przetrzymałem/am” etc., etc. A tu kolejka coraz większa, Czytelnicy
niecierpliwi, kręcący się i wzdychający, bo wszystkim się śpieszy, a ja tak
wszystko powoli tłumaczę, zapisuję, wybieram.
Godzina
17.58, dwie minuty i zamykam, myślami jestem już w domu, wszak czas usiąść do
długo odkładanego napisania felietonu. Ale to musi poczekać, bo zmierza ku mnie
Czytelnik spóźniony i w drzwiach oznajmia „zdążyłem”. Ja z uśmiechem, a jakże,
odpowiadam uprzejmie, ale czuję, iż oddala się ode mnie moment oddechu.
Czytelnik oczywiście jest tu nowy i chce się zapisać, więc upragniona chwila
wyjścia z pracy przedłuża się do minut pięciu, dziesięciu, ucieka autobus
18.07, następny 18.40. Na przystanku tłok, ktoś trąca mnie siatką, dziecko
wrzeszczy, młodzież przeklina, a w autobusie brzydko pachnie. Korki. Dochodzę
do sklepu, ale zaraz, jeszcze przecież 5 minut, dlaczego już sprzątają?
Oczywiście pieczywa już nie ma, późno. Kolejka przy kasie posuwa się wolno,
zbyt wolno. Zła i zmęczona, stukam palcem w blat, niecierpliwiąc się lekko, ale
zaraz zaraz, skąd ja to znam? Już gdzieś słyszałam ten dźwięk, to stukanie.
Chwila zastanowienia i już wiem. Przestaję pukać, uśmiecham się grzecznie acz
niewymuszenie, kolejka posuwa się szybciej, ale czas jakby zwolnił, jeszcze
tylko rzucam żart towarzyszce niedoli.
Jestem
już w domu, nie jem, nie piję, zasiadam spokojnie przed monitorem komputera i
uśmiecham się lekko. Do
siebie, do czytelników, klientów, petentów, do ludzi w ogóle.
Katarzyna Poleszak
Pisze Pani, jakby pracowała w bibliotece od dziesiątek lat, a wygląda Pani na osobę dosyć młodą.
OdpowiedzUsuń