To wręcz zaskakujące,
jak często dobra lektura trafia w moje ręce przez zupełny
przypadek. Bez żadnego polecenia, przesadnego szukania i innych tego
typu zabiegów. Po prostu trafia i już. Tak też było z „Zapiskami
Oficera Armii Czerwonej”, które pierwszy raz odkryłem ładnych
kilka lat temu. Żeby było zabawniej - o tym, co tak właściwie
czytam, dowiedziałem się dopiero w połowie książki. Ot magia
przypadkowo wyszperanych w internecie tekstów.
Na początku byłem
przekonany, że ktoś napisał ten tekst dla żartu. Taka współczesna
satyra na Armię Czerwoną, utrzymana w drwiącym tonie. Historia
była jednak na tyle dobra, prześmiewcza i wciągająca, że
postanowiłem czytać dalej. Pierwsze wrażenie zniknęło dość
szybko. W opowieści było coś więcej, jakiś dodatkowy przekaz,
który sprawiał, że nie pasowała do współczesnego stylu i
estetyki. Wiedziony ciekawością sprawdziłem tytuł, a w
konsekwencji również autora. Zdziwienie było ogromne. „Zapiski
Oficera Armii Czerwonej” skreślone piórem Sergiusza Piaseckiego
to książka z 1957 roku! Co więcej, na jej podstawie wystawiano
również spektakle teatralne. Naprawdę, człowiek uczy się całe
życie i ciągle poznaje coś nowego.
Wracając do meritum
czyli samej książki - historia została napisana w formie
pamiętnika (czy też dziennika), prowadzonego przez Michaiła
Zubowa, podrzędnego oficera sowieckiego. Piasecki kreując swojego
bohatera starał się jak najwierniej ukazać sposób bycia typowego
czerwonoarmisty, stąd też charakterystyczne konstrukcje zdań
(które na początku mogą wyglądać nieco grafomańsko i naiwnie).
Najmocniejszym punktem książki jest jednak doskonałe ukazanie (na
przykładzie lejtnanta Zubowa), jak działał człowiek
„wyprodukowany” przez ustrój sowiecki. Tchórzostwo połączone
ze złośliwością, wysokim mniemaniem o sobie i całkowitym brakiem
umiejętności samodzielnego myślenia to chyba najłagodniejsze
podsumowanie. „Zapiski Oficera Armii Czerwonej” można śmiało
zestawić z takimi pozycjami, jak choćby „Archipelag Gułag”.
Pomimo niewątpliwej różnicy w ciężarze lektury (Archipelag to
poważna relacja, zaś Zapiskom najbliżej do satyry), to jednak
przekaz obu dzieł jest niesamowicie wymowny i uderzający.
Sam Piasecki to również
bardzo ciekawa postać. Z jednej strony pisarz, z drugiej wywiadowca,
przemytnik, żołnierz AK oraz emigrant. Oprócz „Zapisków Oficera
Armii Czerwonej” napisał między innymi „Kochanka Wielkiej
Niedźwiedzicy”, doskonałe „7 pigułek Lucyfera” czy „Żywot
Człowieka Rozbrojonego”. Ja jednak przygodę z jego twórczością
zacząłem od „Zapisków...” i uważam, że był to bardzo dobry
początek.
Warto wspomnieć, że w
tym roku ukazały się wznowienia jego powieści, dzięki czemu nie
ma większego problemu z ich dostępnością dla czytelników (ten
fakt zainspirował mnie zresztą do napisania recenzji).
Grzegorz Woźniak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz