TRANSLATOR

Medytujący sowizdrzał, czyli w poszukiwaniu Tymona / „ADHD: autobiografia”, Tymon Tymański, rozmawia Rafał Księżyk, Kraków, Wyd. Literackie, 2013

W listopadzie tego roku ukazał się wywiad - rzeka z kolejnym muzykiem Tymonem Tymańskim pióra znakomitego młodego dziennikarza Rafała Księżyka. Poprzednie pozycje to wywiady z Tomaszem Stańką - „Desperado” i Robertem Brylewskim - „Kryzys w Babilonie”.




Wielu krytyków muzycznych i literackich zgodnie twierdzi, że ten cykl autobiografii - wywiadów Rafała Księżyka tworzy nową jakość w polskim dziennikarstwie muzycznym. Wrażliwość autora, ogromna erudycja muzyczna i literacka, umiejętność słuchania, delikatność, a jednocześnie sztuka wydobywania od swoich rozmówców, tego co ich określa i co jest dla nich ważne, tworzy właśnie tę nową jakość. Cytując samego Księżyka, źle jest: (…) gdy autorowi brak wrażliwości i horyzontów. (…) Trzeba mieć własne zdanie. Starać się wciągnąć, przemówić do emocji i pobudzić wyobraźnię, choćby za sprawą metafor, obrazów, skojarzeń. Ale nie rezygnować z konkretów, które uczynią rzecz praktyczną dla czytelnika. Warto rzucać się w skrajne opinie, prowokować i rezygnować z nadmiaru słów. Sposób i metoda dziennikarska Księżyka to próba intelektualnego podejścia w uchwyceniu istoty twórczości swojego rozmówcy. Odwołaniem może być tu warsztat pisarski włoskiego dziennikarza i literata Gino Castaldo jaki prezentuje w książce „Ziemia Obiecana: kultura rocka 1954-1994” (Kraków, Wyd. Znak, 1997).

Tymona Tymańskiego osobiście poznałem w listopadzie 2008 roku w Lublinie po koncercie jego ówczesnej grupy Tymon & Transistors w Centrum Kultury, jeszcze sprzed remontu. Poznanie nastąpiło w okolicznościach absolutnie niekonwencjonalnych, ale bardzo zbieżnych z poczuciem humoru Tymona. Będąc w wiadomym celu w męskim WC umilałem sobie czas nucąc jeden z Tymonowych przebojów pod wdzięcznym tytułem „Aj ja jaj nie mam jaj”. W pewnym momencie usłyszałem z dużej wysokości wtórujący mi tubalny wokal - to Tymon - prawie dwa metry wzrostu. Po wyjściu z rzeczonego przybytku podziękowałem Tymonowi za ten duet, za koncert oczywiście i przybiliśmy sobie piątkę. Tymon sam z siebie zaprosił mnie i dwójkę moich znajomych na górę do pubu, gdzie rozmawialiśmy przeszło pięć godzin o muzyce, buddyzmie i literaturze. Nasza znajomość, chociaż siłą rzeczy luźna (głównie maile i sms-y) trwa już pięć lat. Zawsze gdy Tymon występuje w Lublinie i jeśli nie jest zbyt zmęczony, chętnie rozmawia, jest otwarty i życzliwy.

Na temat książki ADHD Rafała Księżyka ukazało się już sporo wyczerpujących recenzji w prasie i w sieci, chciałbym ograniczyć się więc tylko do zwrócenia uwagi przyszłych czytelników na najważniejsze epizody muzyczno - życiowe, które ukształtowały Tymona jako człowieka i artystę.

Gdańszczanin z inteligenckiego domu, ojciec nauczyciel licealny i komunizujący idealista, zapalony kibic sportowy, matka studiowała geografię i także uczyła w szkole, wytrwały piechur i turystka. Duży wpływ na edukację muzyczną Tymona miał jego starszy o dziewięć lat brat Roman -  sportowiec, obecnie trener koszykówki, który wprowadził go w świat muzyki lat 60-ych i 70-ych XX w. (Bob Dylan, The Beatles, Rolling Stones, Led Zepelin, Pink Floyd, Genesis i absolutny muzyczny geniusz Frank Zappa). Od najmłodszych lat Tymon chciał grać. Pierwszym jego zespołem powołanym do życia w czasach licealnych było Sni Sredstvom Za Uklanianie (Marzenie - środek do odplamiania - nazwa wzięta z etykiety słoweńskiego proszku do czyszczenia dywanów). Ich muzyka nawiązywała do Joy Division i nowej fali. Równolegle z grą w zespole Tymon udzielał się także w grupie Totart. Totart powstał w lipcu 1986 r. na Festiwalu Studenckim Fama w Świnoujściu. Była to grupa performersko - happenerska o charakterze anarchistycznego kabaretu. Tworzyli ją studenci polonistyki Uniwersytetu Gdańskiego, muzycy, plastycy, poeci i różni outsiderzy. To działania Totartu ukształtowały język wypowiedzi artystycznej Tymona. Totartowcy posługiwali się techniką zwaną zlewem - absurdalna błazenada, prowokacja artystyczna, liczne przejęzyczenia itd. Po więcej odsyłam do książki. Tymonowi jednak jako niespokojnemu duchowi, wiecznie poszukującemu nowych treści i wyzwań, przestał wystarczać wygłup i zgrywa. Mniej więcej od 1986 roku coraz bardziej uwodził go jazz, zwłaszcza ten ekspresyjny, punkowy w brzmieniu, a jednocześnie pełen duchowych poszukiwań free jazz lat 60-ych. Fascynowali go John Coltrane, Eric Dolphy, Ornette Coleman, Albert Ayler, Theleonius Monk czy Art Ansemble of Chicago. Osobowością i przewodnikiem muzycznym stał się dla Tymona Coltrane, o którym tak m.in. mówił: U Coltrane`a czułem bezkresną afirmację, transcendencję, atmosferę duchowości poza religią. Poczułem, że chcę robić to samo. Nie mam zamiaru emanować rozpaczą, depresją, pomieszaniem i ignorancją.

W 1988 roku jako wyraz buntu przeciwko skostniałemu w większości środowisku polskich muzyków jazzowych, zamkniętych na wszystko co nowe, świeże i nieortodoksyjne, powstała grupa Miłość. Jej spiritus movens był Tymon, do którego dołączyli Mikołaj Trzaska i Jerzy Mazzol (ten drugi opuszcza zespół wiosną 1990 r.), a wkrótce Leszek Możdżer, Jacek Olter i od 1993 r. Maciej Sikała. To Tymon pierwszy rzucił nazwę yass, która dała początek nowemu stylowi w polskiej muzyce niezależnej. Yass łączył elementy muzyki improwizowanej, ethno, jazzu, punk rocka, nowej fali i folku. Scenę yassową tworzyli przede wszystkim muzycy z Trójmiasta i Bydgoszczy związani z tamtejszą alternatywą. Siłę wyrazu polskiego yassu stanowił brak kompleksów wobec tradycji muzycznej, jej swobodna, anarchistyczna dekonstrukcja w połączeniu ze scenicznym absurdem, żartem, elementami pastiszu i parodii. Yassowcy to jazzowi dadaiści, wywrotowcy, muzyczny kabaret spod znaku Monty Pythona. Miłość początkowo bojkotowana przez rodzime środowisko jazzowe szybko jednak stała się znana i ceniona za swoje nowatorstwo nie tylko w Polsce. Dowodem na to mogą być wspólne sesje muzyczne z takimi osobowościami jazzu jak Tomasz Stańko, Dave Douglas czy Lester Bowe. Zespół był zbiorem prawdziwych indywidualności i osobowości muzycznych, którym Tymon w książce poświęca dużo miejsca i uwagi. Oprócz Miłości, która zakończyła działalność w 2002 roku, Tymon powołał do życia także takie grupy jak Kury, Trupy, NRD, Masło, Czan, Poganie, The Users, Yass Ensemble oraz Tymon & Transistors, z którą gra do dziś. Z książki możemy się też dowiedzieć o innych artystycznych pasjach muzyka: literatura (Gombrowicz, Witkacy, Boris Vian, Jean Genet, Alfred Jarry, Kurt Vonnegutt, Eugene Ionesco, Samuel Beckett), teatr, film, przekłady poezji (jest anglistą z wykształcenia). Znajduje także czas by komponować muzykę do niezależnych przedstawień teatralnych i filmów (np. Wesele Smarzowskiego). Tymon uprawia dziennikarstwo muzyczne i prowadzi audycje w Gdańskim Radiu Roxy. Na wiosnę przyszłego roku ma mieć premierę offowy musical pt. Polskie gówno, do którego scenariusz i muzykę napisał Tymon. W dużym skrócie musical jest krytyką rodzimego showbiznesu.

Ta wielość zainteresowań Tymona świadczy o swoistym artystycznym ADHD. Także w życiu prywatnym rozsadza go energia. Od wielu lat pomaga mu okiełznać tego demona ruchu i wyciszyć się praktykowanie buddyzmu zen i medytacja. Jak sam przyznaje drzemały w nim zawsze dwie natury - jedna to wrażliwiec, pełen empatii, potrafiący słuchać, ciekawy ludzi, głodny kultury, druga natomiast to błazen, sowizdrzał, prześmiewca i skandalista. W książce Tymon dużo mówi o niełatwych relacjach damsko-męskich, o partnerkach i związanych z tym skandalach. Opowiada o tym w sposób delikatny i taktowny, nie szukając usprawiedliwienia i rozgrzeszenia dla siebie. Tym co pozwala mu zachować zdrowie psychiczne i dystans do siebie i świata jest poczucie humoru i uprawiany w różnych postaciach absurd. Z książki moim zdaniem jasno wynika, że dwoma najistotniejszymi obszarami, które kształtują go jako człowieka i artystę są buddyzm i szeroko pojęta kultura.

Tak mówi o sobie sam Tymon: Gdyby nie zen pewnie roztrzaskałbym się o ścianę. Od zawsze rozpierały mnie energia i ADHD. W dodatku uważałem, że jestem tak fascynujący, iż wybrańcy powinni mnie słuchać od rana do wieczora. Na co dzień byłem uprzejmym i sympatycznym chłopcem, ale co pewien czas wzbierała we mnie szalona, psychotyczna energia. Dziś jestem dużo spokojniejszy, nie ma już tamtego Tymańskiego. Czasem wraca na chwilę, żeby kogoś rozbawić, ale coraz częściej chowam się w swoim świecie medytacji, qigongu, roweru i karate, muzyki i książek. W świecie, w którym jest więcej przestrzeni i ciszy, w którym mam dużo czasu dla rodziny i nie muszę ciągle udawać małpy. (…) Pamiętasz odcinek Klossa „Gruppenführer Wolf”?. Pod postać Wolfa podszywało się czterech SS-manów, ale on sam nie istniał. Tak samo nie ma Tymona Tymańskiego. (...) Nie wierzę, że człowiek jest osobny, że tworzy wyrazisty, odrębny byt. Czuję się kreatywną przestrzenią, zlepkiem wielu postaci. Jesteśmy tym, co przeżyliśmy, tylko na chwilę.

Maciej Krawczyk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz