Światowa muzyka rockowa znowu
poniosła wielką stratę. 27 października w wieku 71 lat, prawdopodobnie na
skutek powikłań po przeszczepie wątroby, zmarł Lou Reed – jeden z moich
ulubionych poetów rocka.
Dla wielu artystów, przede
wszystkim muzyków rockowych, ale nie tylko, był przewodnikiem, który swoją
postawą pokazywał, jak wykorzystać talent i intelekt, pozostając
bezkompromisowym, autentycznym i niezależnym twórcą. Sam Lou Reed podkreślał,
że nie posiada ani głosu ani szczególnych umiejętności gry na gitarze. W 1967
roku ukazał się przełomowy już dziś dla muzyki rockowej album The Velvet
Underground & Nico. Sprzedał się jedynie w 30 tysiącach egzemplarzy,
ale jak nieco żartobliwie wspominał znany muzyk Brian Eno, każda z tych 30
tysięcy osób założyła własny zespół, wskazując na siłę oddziaływania płyty
ze słynnym bananem Andy Warhola na okładce. Sam Lou Reed uważał, że jego
piosenki są idealne do wykonywania dla innych zespołów, bo są łatwe do
zagrania: To jedna z cech rock and rolla, które szczególnie lubię. Możesz
usiąść i nauczyć się go grać. To demokracja. Nie to co w jazzie.
Lou Reed obok Boba Dylana, Leonarda
Cohena, Jima Morrisona czy Patti Smith był przede wszystkim poetą, który używał
rocka jako naturalnego języka wypowiedzi, dzieląc się ze słuchaczami swoją
wrażliwością i tym wszystkim, co go nurtowało, czym żył. Charakterystyczne dla
całej jego twórczości jest to, że był poetą jednego miasta – piewcą Nowego
Jorku. W sposób dosadny, często sarkastyczny, opisywał uroki, ale przede
wszystkim mroki Wielkiego Jabłka.
Swoje teksty uważał za kolejne
rozdziały powieści o Ameryce. Idąc tropem literackich fascynacji – Frank
O'Hara, Allen Ginsberg, Jack Kerouac, William Burroughs – postawił na
zapisywanie głosów otaczających go ludzi i miejskiego życia. Podkreślał, że
pisanie jest dla niego koniecznością. Ze swoją wrażliwością czuł się pusty i
pozbawiony własnego ja. W jednym z wywiadów, tak o tym mówił: Pisanie piosenek jest jak pisanie dramatu,
tyle tylko, że to ty grasz główną rolę. I piszesz dla siebie najlepsze zdania.
Jesteś swoim własnym reżyserem. I stają się one jak scenki. A ty zaczynasz grać
różne postaci. Na tym polega zabawa. Zawsze piszę z czyjejś perspektywy.
Sprawdzam osoby, o których zamierzam napisać piosenki. I wtedy staję się nimi.
Dlatego właśnie czuję się pusty, kiedy tego nie robię. Nie mam własnej
osobowości. Podbieram je innym ludziom. Mówię poważnie, kiedy jestem z kimś,
kto ma jakiś charakterystyczny gest i znajduje się przy mnie dłużej niż
godzinę, zaczynam go robić. I jeśli mi się spodoba, zatrzymuję go. Ale nie mam
nic własnego.
Lou Reed, współtwórca wraz z
Johnem Calem Velvet Underground – jednego z najbardziej wpływowych i
niekonwencjonalnych zespołów rockowych, wywarł wpływ na całe pokolenia muzyków.
To jego twórczość w dużej mierze zapoczątkowała utratę niewinności w muzyce
rockowej. Za nim poszli Iggy Pop i David Bowie, a jeszcze potem cały nurt punk
rockowy. Sięgając do innych pozamuzycznych odniesień, można wskazać pewnego
rodzaju wspólny artystyczny mianownik między twórczością Lou Reeda, Woody
Allena i Edwarda Hoppera.
Woody Allen urodzony, wychowany i
zakochany w Nowym Jorku pokazuje w swoich filmach wrażliwców i zagubionych
intelektualistów, a z każdego ujęcia bije fascynacja tym miastem i jego pulsem.
Edward Hopper – malarz amerykańskiej przestrzeni miejskiej, którego obrazy są
pełne pustki, melancholii i spleenu – ukazuje samotność człowieka w wielkim
mieście. Hopper był inspiracją dla takich twórców jak Alfred Hitchcock, Wim
Wenders, Jim Jarmush, Sam Mendes, a także nasz Andrzej Wajda (film Tatarak).
W sposobie narracji i budowaniu nastroju u Lou Reeda dostrzegam pokrewieństwo z
obrazami Hoppera. Z tym, że Lou Reeda fascynowała ta raczej mroczna, wstydliwa
strona miasta. Przypatrywał się ludziom z marginesu i półświatka (przez pewien
czas ta ciemna strona stała się i jego światem) i tak jak u Hoppera pokazywał
ich samotność, odrzucenie i wielką pustkę. U Lou Reeda podobnie jak u Woody
Allena nie bez znaczenia jest żydowskie pochodzenie - obaj urodzili się na
Brooklynie w tradycyjnych mieszczańskich rodzinach o średnim statusie.
Konserwatywne, mieszczańskie poglądy w ich rodzinach spowodowały, że przyszli
artyści stali się przewrażliwionymi neurotykami. W przypadku Lou Reeda doszły
jeszcze problemy z identyfikacją seksualną.
Pierwsze muzyczne szlify Lou Reed
zdobywał w 1965 roku we wspomnianym zespole Velvet Underground, zauważonym i
wypromowanym przez Andy Warhola. Warhol, wówczas bardzo opiniotwórczy artysta w
swojej słynnej Fabryce zgromadził całą nowojorską śmietankę intelektualną –
pisarzy, malarzy, muzyków oraz różnego rodzaju freaków.
Nie chcę wymieniać całej dyskografii
muzyka, pragnę natomiast zwrócić uwagę, że jego twórczość to nieustanne,
bezkompromisowe poszukiwanie swojego języka. Lubił zaskakiwać fanów i krytyków
ciągłymi ucieczkami z gatunkowego getta. Oprócz takich płyt – określających
jego styl, dziś już kamieni milowych w rocku, jak: Lou Reed, Transformer,
Coney Island baby czy New York, nagrał także przejmujący krążek pt. Berlin
(1973). To podzielone murem miasto stało się dla Lou Reeda sugestywnym tłem
dla dekadenckiej opowieści o równie brudnej i nieprzyjaznej atmosferze, jak w
rodzinnym Nowym Jorku. Wydany natomiast w 1975 roku album Metal Machine
Music pełen niepokojących, zgrzytliwych, kakofonicznych sprzężeń, jak na
tamte czasy był nie do przyjęcia, odrzucony zarówno przez fanów jak i krytykę.
Dziś uważa się go za prekursorski dla takich gatunków jak drone, noise czy
industrial.
Kończąc chciałbym wspomnieć o
innym wielkim dla świata rocka, jak i całej popkultury muzyku – Davidze Bowie,
który w najtrudniejszym dla Lou Reeda okresie (depresje i uzależnienie od
narkotyków i alkoholu) pomógł mu wyjść na prostą i uratował przed upadkiem.
Bowie, dla którego Lou Reed był wówczas
bardzo ważnym twórcą, ściągnął go do Londynu, gdzie pomógł mu nagrać,
wyprodukować i wypromować płytę Transformer (1972 ), która okazała się
wielkim sukcesem komercyjnym. Bowie znany jest zresztą z tego, że często
pomagał muzykom na życiowych zakrętach, m.in. Tinie Turner czy Iggiemu Popowi.
W 2010 roku na lubelskim
festiwalu Tradycji i Awangardy KODY Lou Reed miał wystąpić w projekcie pn.
Improwizacje wraz ze swoją partnerką życiową Laurie Anderson oraz innymi
znakomitymi artystami - Johnem Zornem i Billem Laswelem. Niestety postępująca
choroba nowotworowa nie pozwoliła muzykowi na przyjazd.
Maciej Krawczyk
* Perfect day (Idealny
dzień) i Walk on the wild side (Spacer dziką stroną) – tytuły dwóch
największych przebojów Lou Reeda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz