Dwa lata temu
byłem na wycieczce bibliotekarzy śladami barokowych zabytków Brasova i Sibiu
oraz średniowiecznych zamków Transylwanii. Rumunia słynie ze swojej
architektury, krajobrazów Karpat i przepięknej, dzikiej przyrody.
We wrześniu tego roku przeczytałem książkę reportażową Małgorzaty Rejmer Bukareszt. Kurz i krew (Wyd. Czarne). Reportaże autorka podzieliła na trzy części - czasy komunizmu i dyktatury Ceauşescu, okres międzywojnia i współczesność. Rządy Ceauşescu to mroki dyktatury, upadek kultury, racjonowana dekretami „wolność”, korupcja, donosicielstwo, mordy polityczne, więzienia, chore pomysły dyktatora i jego żony Eleny. Okres międzywojnia i II Wojny Światowej to historia. Po I Wojnie, po Traktacie w Trianon, Rumunia odzyskuje Transylwanię, dostaje też Besarabię, pólnocną Bukowinę i inne ziemie. Bukareszt jest miastem wielu tożsamości: żydowskiej, greckiej, węgierskiej, jest miastem kosmopolitycznym. To Rumuni zainspirowali dadaizm (poeta Tristan Tzara), a E. Ionesco stworzył teatr absurdu. Podczas II Wojny Rumunia miała swój niechlubny okres współpracy i kolaboracji z nazistami (pogromy i okrutna eksterminacja narodu żydowskiego). I wreszcie współczesność. To reportaże najbardziej przejmujące, bo jak pisze M. Rejmer: Bukareszt jest trochę pyszny, trochę fikuśny, wrzodowaty na obrzeżach, lecz w centrum tłusto przypudrowany. Dla nas czytelników to wrzodowate miasto jest niestety bardziej fascynujące, mimo że często drastyczne, odpychające, straszne i odrażające, ale pokazuje aktualne problemy miasta w sposób obiektywny i nie dający o sobie zapomnieć.
We wrześniu tego roku przeczytałem książkę reportażową Małgorzaty Rejmer Bukareszt. Kurz i krew (Wyd. Czarne). Reportaże autorka podzieliła na trzy części - czasy komunizmu i dyktatury Ceauşescu, okres międzywojnia i współczesność. Rządy Ceauşescu to mroki dyktatury, upadek kultury, racjonowana dekretami „wolność”, korupcja, donosicielstwo, mordy polityczne, więzienia, chore pomysły dyktatora i jego żony Eleny. Okres międzywojnia i II Wojny Światowej to historia. Po I Wojnie, po Traktacie w Trianon, Rumunia odzyskuje Transylwanię, dostaje też Besarabię, pólnocną Bukowinę i inne ziemie. Bukareszt jest miastem wielu tożsamości: żydowskiej, greckiej, węgierskiej, jest miastem kosmopolitycznym. To Rumuni zainspirowali dadaizm (poeta Tristan Tzara), a E. Ionesco stworzył teatr absurdu. Podczas II Wojny Rumunia miała swój niechlubny okres współpracy i kolaboracji z nazistami (pogromy i okrutna eksterminacja narodu żydowskiego). I wreszcie współczesność. To reportaże najbardziej przejmujące, bo jak pisze M. Rejmer: Bukareszt jest trochę pyszny, trochę fikuśny, wrzodowaty na obrzeżach, lecz w centrum tłusto przypudrowany. Dla nas czytelników to wrzodowate miasto jest niestety bardziej fascynujące, mimo że często drastyczne, odpychające, straszne i odrażające, ale pokazuje aktualne problemy miasta w sposób obiektywny i nie dający o sobie zapomnieć.
Podczas
czytania książki Bukareszt. Kurz i krew przed oczami jak żywe stanęły mi
obrazy przywołane tą lekturą. Rumunia to kraj kontrastów, oprócz pięknych,
nieco zaniedbanych zabytków, wspaniałej architektury, bogatych rezydencji rumuńskich
Cyganów, w oczy rzucała się bieda, ubogie rozwalające się domy, mnóstwo dzieci
i wszechobecność wszelkiej maści bezpańskich psów. Można je było spotkać
kręcące się przy turystach i autokarach na szosie, przy kościołach, kaplicach,
cerkwiach i cmentarzach – rożnego wieku, wielkości, umaszczenia i ras. Młode
były jeszcze ufne, przyjacielskie i skore do zabawy, natomiast stare, często
schorowane, ostrożne, jakby wiedziały, że nic dobrego je nie spotka. Te stare,
zmierzwione, utykające, często z bielmem na ślepych oczach, ze spuszczonymi
łbami i podkulonymi ogonami, zrezygnowane wydawały się oczekiwać już tylko na
śmierć. W ich oczach nierzadko jednak dało się zauważyć połączenie bólu,
strachu i agresji. Większość turystów te stare obchodziła dużym łukiem,
natomiast młode zwykle dostawały coś do zjedzenia.
Na mnie widok
obecnych na każdym kroku psich pariasów wywierał przygnębiające wrażenie i
poczucie wstydu za ludzi, którzy zgotowali im, tym „najlepszym przyjaciołom
człowieka” taki los.
Tutaj należy wspomnieć o dekrecie
Słońca Karpat Nicolae Cauçescu z lat 80-ych XX wieku, który nakazywał
właścicielom wyrzucenie wszystkich zwierząt domowych. Odnosiło się to przede
wszystkim do mieszkańców miast, a psy zostały uznane przez urzędników aparatu
władzy za darmozjady i były szczególnie źle postrzegane. Wyłapywano je i
przewożono do schronisk. Zadanie to zlecano przeważnie Cyganom, jednak psy
nigdy nie dotarły do tych schronisk i nikt nie zastanawiał się co się z nimi
stało, najważniejsze, że w Bukareszcie zapanowł spokój, a prezydent mógł bez
przeszkód budować swój pałac.
Andrew Linzey, angielski duchowny i teolog z Oksfordu, autor
Teologii zwierząt, w głównej tezie swojej książki stwierdził, że
dana nam przez Boga możliwość panowania nad całym stworzeniem powinna wyrażać
się w służeniu mu. Św. Franciszek uważany również za prekursora ekologii i
współczesnych ruchów zajmujących się prawami zwierząt, twierdził, że obcując z przyrodą nie mamy do czynienia z automatami, czy
workami skóry wypełnionymi jedynie masą kości i mięsa, lecz wskazywał, że
potrzebna jest nam idea braterstwa kosmicznego, z każdym elementem stworzenia,
oparta na szacunku człowieka do otaczającej go przyrody. W konsekwencji więc,
współczucie dla wszystkich istot żyjących jest ideą głęboko chrześcijańską,
która po wiekach zapomnienia wreszcie odzyskuje należne jej miejsce.
Mimo iż Kościół nie wypowiedział się ostatecznie i
jednoznacznie w kwestii istnienia duszy zwierzęcej, jednak część teologów w tym
np. o. prof. Wacław Hryniewicz uważa, że nie sposób wyobrazić sobie świata po
Sądzie Ostatecznym bez udziału zwierząt, przedstawiając „ekologizm” Biblii i
bijącą z niej pewność, że całe Boże stworzenie stanowi jedno. Dowody na to
znajdziemy w wielu miejscach Pisma Świętego, w Psalmach, Księdze Rodzaju, w
pięknym fragmencie proroctw Izajasza czy Ozeasza, według którego Bóg zawrze
przymierze „ze zwierzem polnym i ptactwem powietrznym, i ze zwierzętami
pełzającymi po ziemi” (Oz 2,20).
Zwolennicy praw zwierząt często mówią, że stosunek ludzi do
zwierząt odzwierciedla poziom naszej cywilizacji. Jak pisze prof. M. Środa w
recenzji do książki Jeana Rolina I
ktoś rzucił za nim zdechłego psa (Wyd. Czarne, 2011): „autor daje dowody na coś więcej: stosunek
do zwierząt, a zwłaszcza psów, odzwierciedla stopień spójności wspólnoty, jej
harmonię, wewnętrzny pokój lub przeciwnie – rozpad struktur i więzi. Życie
„psów feralnych”, czyli zdziczałych, które obserwuje autor we wszystkich
zakątkach świata, mówi nam wiele o ludzkich społecznościach, a nawet o ludzkiej
naturze. Przyjrzyj się psom, które już nikomu nie towarzyszą, a zobaczysz, jaka
może być przyszłość naszej cywilizacji.” Francuski reporter w swojej książce
wyrusza w podróż psim śladem. Pisze co dzieje się ze zwierzętami w czasie wojny
czy klęsk żywiołowych. Wszędzie tam gdzie chwieje się porządek społeczny,
pojawiają się watahy bezpańskich psów, a w krajach tak różnych jak Rumunia i
Australia trzeba z nimi prowadzić regularne wojny. W swoim doskonałym reportażu
Rolin ukazuje relację człowiek – pies od czasów starożytnych po Drugą Wojnę
Światową i inne współczesne konflikty, łącząc politykę i los zwierząt w jedną
pasjonującą i przejmującą fabułę.
Chciałbym też wspomnieć o książce Zenona Kruczyńskiego Farba znaczy krew (Wyd.
Słowo/Obraz Terytoria, 2008). Autor przez kilkadziesiąt lat był myśliwym, aby stać się obecnie obrońcą
przyrody i praw zwierząt. Jest to książka wzruszająca i ważna, gdyż obnaża i
burzy stereotypy mówiące o naszym stosunku do świata zwierząt i świata w ogóle.
W przedmowie Olga Tokarczuk pisze, że myśliwy i
polowanie to tylko pretekst do dużo szerszych i głębszych rozważań, których
punktem centralnym jest stosunek ludzi do zwierząt.
Czy zwierzęta mają duszę? Nieżyjący już lekarz prof.
Andrzej Szczeklik, filozof medycyny, pisarz eseista w swojej
książce Kore (Wyd. Znak, 2007), uważa,
idąc tropem starożytnych myślicieli greckich, że duszę można ujrzeć w ludzkiej
źrenicy. Grecy wyobrażali ją sobie w
postaci małej laleczki, widocznej przez źrenicę oka, którą nazwali kore. Mogę
powiedzieć, że ja widziałem duszę we wszystkich oczach bezdomnych rumuńskich
psów, udręczoną, cierpiącą, czasem z iskierką nadziei. I dlatego jestem
przekonany, że wszystkie zwierzęta mają swoje niebo. Tak jak ludzie, zwłaszcza
te najbardziej skrzywdzone i cierpiące trafią Tam. I nie uważam tego za
herezję.
Jesień
i zima to najgorszy czas dla bezdomnych zwierząt. Postarajmy się, aby żadnemu z
nich nie zabrakło wody, jedzenia i schronienia. Przede wszystkim próbujmy w
miarę naszych możliwości ograniczyć cierpienie zwierząt i nie skazujmy ich na
poniewierkę. Swoją bezdomność zwierzęta „zawdzięczają” nam ludziom. Nie mogę
się nadziwić miłości psa do człowieka, jest ona bezgraniczna i bezinteresowna.
Skąd ona właściwie pochodzi.
Maciej
Krawczyk
Parlament rumuński
10 września 2013 r. uchwalił najnowszą ustawę o eksterminacji bezpańskich psów
(artykuł na ten temat w Rzeczpospolitej: http://www.rp.pl/artykul/322383,1051452-Rumunia—usypianie-bezpanskich-psow-zgodne-z-prawem.html).
Sibu patrzy na swych psich pariasów
Rezygnacja
Żebracy
Upał
Pies przyklasztorny
Starość bez złudzeń
Beztroska młodość
Naprawdę niezły tekst. Swoją drogą zastanawiam się, dlaczego bezdomność i cierpienia ludzi nie robią na nas takiego wrażenia jak bezdomność i cierpienie zwierząt.
OdpowiedzUsuńMyślę jednak, że ten tekst nawet autor nie uznałby za reportaż.
Dziękuję za opinię. Nie mogę jednak zgodzić się, że bardziej litujemy się nad bezdomnością i cierpieniem zwierząt niż nad bezdomnością i cierpieniem ludzi. To prawda, że w wielu przypadkach bezdomność ludzi spowodowana jest przyczynami ekonomicznymi, brakiem pracy, kłopotami rodzinnymi i różnymi przypadkami losowymi. Jednak równie częstymi powodami bezdomności są wybory samych ludzi spowodowane np. alkoholizmem czy innymi uzależnieniami i w takich sytuacjach, mimo najlepszych działań i intencji trudno cokolwiek zrobić. Jeżeli widzimy, że możemy pomóc i wyprowadzić potrzebujących na prostą – róbmy to i pomagajmy, a nie tylko na odczepnego wciskajmy do wyciągniętych rąk parę złotych aby poprawić swoje samopoczucie. Natomiast zwierzęta nigdy same nie wybierają swojej bezdomności. „Zawdzięczają” ją wyłącznie nam, ludziom. I to jest chyba cała różnica.
UsuńCo do gatunku, także uważam, że jest to bardziej recenzja zbiorcza o charakterze felietonu bądź nawet eseju. Ale nic to.
Pozdrawiam, Maciek Krawczyk