Po raz dwudziesty pierwszy
Małgorzata Musierowicz wprowadza nas w świat swoich bohaterów, który powstał
blisko 40 lat temu. Mimo, że wszystkie tomy „Jeżycjady” dotyczą podobnych spraw
– dorastania, przyjaźni, miłości, wartości i życiowych wyborów – ciągle czekam
na kolejne części. Rodzina Borejków, która pojawiła się w „Kwiecie kalafiora” w
składzie Mama, Tata i cztery siostry (najstarsza Gabrysia – lat siedemnaście,
najmłodsza Pulpecja – lat pięć), rozrosła się do imponujących rozmiarów – każda
z sióstr wyszła za mąż, ma dzieci, a niektóre (Gabrysia) doczekały się wnuków.
Ostatnie dwie powieści: „Wnuczka
do orzechów” i „Feblik” są osadzone w tym samym czasie, a dotyczą dwóch
odwiecznych rodzinnych antagonistów, czyli Józka i Ignacego Grzegorza. W
„Febliku” Ignaś spotyka wreszcie dziewczynę, której nie zrazi jego
intelektualizm i rozczuli pewna życiowa nieporadność (cechująca większość tego
typu humanistów-myślicieli). Ja w końcu polubiłam nieco bardziej Ignacego Grzegorza,
ponieważ jak dotąd zawsze mnie irytował swoją wyższością, przemądrzałością i
podlizywaniem się dziadkowi, z równoczesną skłonnością do histerii (słynny skok
do jeziora w ramach ochrony przed szerszeniami). Ta powieść ukazuje Ignasia w
dużo lepszym świetle.
Przezabawne są maile Idy do Gabrieli, będące jednocześnie kontynuacją ich korespondencji z poprzedniej części „Jeżycjady”.
Przezabawne są maile Idy do Gabrieli, będące jednocześnie kontynuacją ich korespondencji z poprzedniej części „Jeżycjady”.
Całość jest jak zwykle ciepła,
mądra i zabawna zarazem. Dla tych, którzy są z książkami Musierowicz od lat
będzie to na pewno przyjemna lektura. Na jeden wieczór, bo ciężko się oderwać.
Olga Wójtowicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz