Niezwykle ucieszył mnie fakt o
wydaniu książki Petera Hooka Joy Division
od środka. Nieznane przyjemności. Po pierwsze dlatego, że uwielbiam tę
kapelę, a po drugie dlatego, że stanowi ona doskonałe uzupełnienie historii
kwartetu z Manchesteru, którą znamy już z książki Deborah Curtis Przejmujący z oddali oraz filmu Control Antona Corbijna.
Książka opowiada o trudnym, ale
jakże ciekawym, dzieciństwie i młodości basisty Petera Hooka do momentu śmierci
wokalisty zespołu Iana Curtisa. Ku mojemu zaskoczeniu, Peter Hook nie traktuje
siebie jako „nadętej, kabotyńskiej ikony” brytyjskiej sceny alternatywnej. To
facet bez rozdmuchanego ego i kompleksów, z dystansem do siebie i świata, z ogromnym
poczuciem humoru. W jego relacji historia zespołu Joy Division jawi się jako
ciąg nieudanych przedsięwzięć opowiedzianych w lekki i zabawny sposób, przez co
członkowie grupy stają się nam znacznie bliżsi. Hook z ujmującą szczerością
opowiada o przyjaźni członków zespołu, ale też trudnych momentach, które w
ostateczności doprowadziły do zakończenia współpracy Joy Division. Przytacza masę
ciekawostek dotyczących muzyki brytyjskiej lat 70., anegdoty (choćby ta, jak
wszystkich członków zespołu dopadły hemoroidyJ), szczegóły z
powstawania kolejnych utworów, relacje z prób i sesji nagraniowych, opinie
fanów i krytyków muzycznych, „spartańskie” warunki nagraniowe czy koncerty, na
których pojawiał się jeden widz. Opisuje anarchizm obyczajowy, bójki przed i po
koncertach, łamanie prawa czy nieogrzewane, obskurne miejsca, w których przyszło
im ćwiczyć i grać. Dziś kluby (…)
standardowo zapewniają bywalcom i występującym u nich artystom toalety z
papierem toaletowym. Nie trzeba martwić się o to, że będzie zimno – wszędzie
jest centralne ogrzewanie, każdy może liczyć na kawę i miły gadżet, a nawet
czyste ręczniki. W 1978 roku nie było nic z tych rzeczy. W większości klubów
panował kompletny chaos. Przyjeżdżało się na miejsce, a kierownik rzucał od
niechcenia: – Tu jest scena. Rozstawcie sprzęt i nie zawracajcie mi głowy.
Przeważnie dzięki miksturze szczęścia, dobrych numerów i miłości do muzyki
jakimś magicznym sposobem udawało się nam to przetrwać i zagrać świetny koncert.
W tej opowieści nie brakuje
również charyzmatycznego wokalisty zespołu Iana Curtisa, ale tym razem w
zupełnie nowej odsłonie. Hook stara się odwrócić uwagę od choroby przyjaciela z
zespołu – napadów paniki, epilepsji, padaczki, depresji – koncentruje się
natomiast na młodzieńczej, beztroskiej stronie życia Curtisa. Ze szczerością
wyznaje: Ian jest idealizowany przez
fanów. Nie podoba mi się, gdy ktoś sugeruje, że między Ianem a nami była
gigantyczna przepaść. To nieprawda. On miał niesamowitą łatwość zmieniania się
w zależności od tego, w jakim towarzystwie przebywał (…). Nikt nie pokazał Iana
takim, jakim my go znaliśmy i jakim go pamiętamy. Nasz Ian nie pasuje bowiem do
wyidealizowanego wyobrażenia o nim, do mitu przedstawiającego go jako bóstwo z
innej planety, odstające od pozostałych członków zespołu. A Ian nie był
ideałem. Był młodym chłopakiem, który tak jak my lubił korzystać z uroków
życia. Jestem pewny, że korzystałby z nich jeszcze bardziej, gdyby nie musiał
walczyć z padaczką. Kochał muzykę i kochał nasz zespół. Był naszym kumplem (…).
Zaryzykowałbym stwierdzenie, że to my najczęściej obcowaliśmy ze szczęśliwym,
radosnym Ianem i mogliśmy poznać jego najlepsze oblicze. Przytoczony
fragment najlepiej oddaje postać wokalisty widzianego oczami kolegów z zespołu.
A widzą oni inaczej, bo w innych sytuacjach przyszło im przebywać z Ianem. W
ich oczach jest on nie tylko nadwrażliwym poetą czytającym Burroughsa czy Kafkę,
chodzącym do galerii na wystawy, prowadzącym dyskusje o sztuce, jest też łobuzem zdolnym do głupawych żartów
(Ian goniący bęben turlający się po autostradzie lub Ian sikający do kosza na
śmieci). Ten sam Ian został również okrzyknięty jednym z najlepszych
tekściarzy. Niestety nikt nie docenił tego talentu za jego życia. Większość
dziennikarzy w kółko pytało o to samo, mianowicie o powiązania z ruchami
nazistowskimi zamiast podjąć tematy ważniejsze, choćby te o powstawaniu
poszczególnych utworów czy o samym Curtisie, który bardzo poważnie podchodził
do wszystkiego co miało związek z zespołem, a zwłaszcza do tekstów, które sam
tworzył i śpiewał. Jak pisze Hook: W jego
śpiewie były emocje i pasja, a każde słowo, które wydobywało się z jego ust,
pochodziło prosto z serca. Miał wyjątkowy dar. Czy tekst naprawdę jest
najważniejszy? Rob Gretton często nam powtarzał: „Zagrajcie tak, żeby urwało
jaja!” Ian potrafił spełnić ten warunek.
Hook pisze w bardzo sugestywny
sposób. Można odnieść wrażenie, jakby było się naocznym świadkiem tych
wydarzeń. Ciekawe są też opisy relacji, jakie panowały pomiędzy Joy Division a
innymi zespołami, takimi jak: The Cure, Buzzcocks, Sex Pistols, Magazine, The
Fall, The Stranglers. Dodatkowo książka została uzupełniona o kalendarium
zawierające szczegółowy wykaz najważniejszych wydarzeń z historii zespołu. Taki
zapis porządkuje wszelkie informacje, które wcześniej, w nieco chaotyczny
sposób, podaje nam Peter Hook.
Joy Division, mimo że nagrał tylko dwa albumy Unknown Pleasures i Closer,
na zawsze zmienił oblicze muzyki. Peter Hook, Bernard Sumer, Ian Curtis i
Stephen Morris stali się pionierami sceny postpunkowej, nowofalowej, która
następnie inspirowała takie zespoły jak: U2, R.E.M., Morrisseya czy Radiohead.
To książka zarówno dla fanów
zespołu, jak i osób, które dopiero rozpoczynają swoją przygodę z Joy Division.
Dorota Olejniczek
Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń