Rok 1990
w naszym kraju można śmiało uznać za przełom, jeśli chodzi o sytuację na rynku
komiksu. Do kiosków zawitał bowiem amerykański komiks superbohaterski z
prawdziwego zdarzenia. Najpierw pojawił się Spider-man oraz Punisher
(czerwiec), a pod koniec roku Batman oraz Superman (grudzień).
Pierwszy
numer Batmana różnił się znacząco od pozostałych, był bowiem adaptacją historii
przedstawionej w filmowym Batmanie z 1989 roku (tak, tym Batmanie z Nicholsonem
w roli Jokera). Na dole okładki widniał też koszmarny dopisek o treści:
„nazywają go człowiekiem nietoperzem”.
Firma
TM-Semic, będąca wydawcą komiksów, wychodziła z prostego założenia - większość
czytelników nie zna języka angielskiego, trzeba więc wyjaśnić im „po naszemu”
co to za facet w pelerynie. Bo jak nie wyjaśnimy, to komiksu nie kupią. Czy
było tak naprawdę trudno powiedzieć, jednak faktem jest, że wydawane w 1990
roku komiksy otrzymały polskie rozwinięcia tytułu (Spiderman - człowiek pająk,
Punisher - pogromca). Uchował się tylko Superman, ale pewnie dlatego, że
Superczłowiek brzmi jednak wyjątkowo durnie.
O ile
debiutancki numer nietoperza nie zachwycał, o tyle dalej było już znacznie
lepiej. Pierwszy zeszyt z 1991 roku był, delikatnie mówiąc, szokujący. Joker w
niczym nie przypominał tutaj szalonego wesołka z kreacji Nicholsona. Ciężkie
zranienie córki komisarza Gordona (a w sugestii również dokonany na niej
gwałt). Porwanie samego komisarza i poddanie go torturom, mającym na celu
załamanie jednej z najbardziej szlachetnych postaci w świecie Batmana. W
dzisiejszych czasach takie sceny automatycznie skutkowałyby etykietką 18+. Tymczasem
w 1991 album trafiał głównie do młodzieży. I dobrze! Dlaczego?
Ano
dlatego, że przemoc tutaj ukazana bardzo jednoznacznie pokazywała zło. Nie było
wesołego Jokera, z którym można sympatyzować. Był tylko potwór z dziwnym
makijażem i zielonymi włosami. Żadnego wybielania - zło to zło i koniec.
Co
istotniejsze, w końcówce widzimy komisarza Gorgona, który pomimo traumatycznych
przeżyć nie daje się złamać. Taka postawa to bardzo istotny wzór, zwłaszcza dla
młodszych czytelników. Bohaterem do naśladowania staje się tutaj nie postać w
masce, tylko zwykły człowiek. Dodatkowo czytelnik otrzymuje jasną informację -
nie zawsze będzie happy end. Czasem zdarza się coś złego, z czym trzeba sobie
radzić i tylko od nas zależy, czy wyjdziemy z takiej próby zwycięsko.
Kolejne
numery niczym nie odstawały od „Zabójczego żartu”, zarówno jeśli chodzi o
przekaz jak i jego formę. Rysunki utrzymane w ponurej stylistyce świetnie
komponują się z przedstawioną na kartach tematyką.
Nr. 3 z
1991 roku przenosi nas w świat kręconych na zamówienie filmów przemocy (podobne
zagadnienie przedstawiał thriller „8mm” z Nicholasem Cagem w roli głównej).
Brak tutaj spektakularnego superłotra. Przeciwnikiem Batmana jest ludzka
chciwość (ze strony osób kręcących filmy) oraz bogactwo i brak hamulców
moralnych (ze strony osób płacących za brutalne pokazy). W końcówce komiksu
mamy jednak ciekawą sytuację. Po aresztowaniu osób związanych z procederem,
Batman pokazuje im „na żywo” ofiarę takich filmów.
Jest to
doskonałe posunięcie autorów. Z jednej strony widzimy nieuchronność kary za
przestępstwo (aresztowanie). Z drugiej zaś otrzymujemy silny element
skłaniający do refleksji. Ofiara zła przestaje stanowić jedynie mgliste tło
historii. Zamiast tego staje się jej integralną częścią, obok której nie można
przejść obojętnie.
Numer 5 z
1991 roku po raz kolejny przedstawia Gotham City w czarnych barwach. W historii
zatytułowanej „Śmieci” przez większość czasu nietoperza prawie nie ma.
Dostajemy za to kilka scenek z Brucem Waynem a w ich tle konflikt, dotyczący
wywozu śmieci. Dużo tutaj przypadkowości, z tragicznym w skutkach finałem.
Ciężar
historii został niemal całkowicie przesunięty. Tym razem to Batman stanowi tło,
podczas gdy główną rolę gra Dell - zastraszany kierowca śmieciarki. Co istotne,
Batman jako bohater jest tutaj całkowicie bezradny. W wyniku konfrontacji ginie
syn Della (śmierć dziecka w komiksie to również niespotykana rzecz). Cała siła
mrocznego rycerza nie ma żadnego znaczenia w konfrontacji z przyziemnym złem,
jakiego dopuszczają się zwykli ludzie. Ostatnia strona ponownie niesie w sobie
ogromny ładunek emocjonalny, zostawiając czytelnika z problemem wymagającym
indywidualnego przemyślenia.
Warto
wspomnieć również o numerze 7 z 1991 roku, a konkretniej historii zatytułowanej
„Aborygen”. Bardzo silnie zarysowano tutaj problem z którym Batman (a co za tym
idzie, również czytelnik) jest zmuszony zmierzyć się konsekwentnie co pewien
czas. Chodzi o granicę. Granicę pomiędzy sprawiedliwością, a zemstą. Granicę
pomiędzy prawem a samosądem. Granicę pomiędzy dobrem, a złem.
Przedstawiony
na kartach komiksu aborygen, „wymierzający sprawiedliwość” za rzeź dokonaną na
swych współplemieńcach, może wydawać się trudny do sklasyfikowania. Przypomina
nieco charaktery w klimacie Charlesa Bronsona z „Życzenia Śmierci”. Zabija, ale
tylko tych, którzy na śmierć zasługują.
Batman
bardzo szybko i jednoznacznie rozwiewa jednak wątpliwości. Morderstwo to
morderstwo i tak też musi zostać potraktowane. Co ciekawe, nietoperz posiada
swoje wewnętrzne przemyślenia. Czarno na białym pojawia się sformułowanie „Ludzie
których zabił zasługiwali na to”. Mimo to na zewnątrz nie ma miejsca na
wątpliwości. Prawo jest prawem.
Taka
postawa to świetny przykład do naśladowania. Z jednej strony pokazuje, że wiele
rzeczy nie jest czarnych ani białych. Z drugiej jednak w żaden sposób nie daje
przyzwolenia na czyny niedopuszczalne.
Powyższe
przykłady to jedynie niewielki ułamek tego, co można znaleźć w „starych” Batmanach.
Pozwalają jednak dobrze zobrazować fenomen tego komiksu. Z jednej strony bardzo
mrocznego, z drugiej jednak niesamowicie mądrego. To nie jest bajka dla dzieci,
gdzie dobro zawsze zwycięża. Jest ciężko, smutno i przytłaczająco. Historie
wciskają się w pamięć a ukazywana przemoc służy jako ostrzeżenie i materiał do
przemyśleń, a nie jako tani chwyt zwiększający zainteresowanie. Pełno tu walki
z ludzką naturą oraz wewnętrznymi słabościami, pomimo których bohaterowie
wstają z kolan i idą dalej. Bo tak trzeba, nawet, jeśli nie są Batmanem.
Grzegorz Woźniak
Bardzo lekko napisane, poważne refleksje na wydawałoby się niepoważny temat:). Czuje się, że czujesz temat i przede wszystkim chcesz coś przekazać - złamać stereotyp i pokazać, że w komiksie chodzi też o coś więcej. Masowa kultura, która jednak czegoś uczy, a nawet, nie bójmy się tego słowa:) przekazuje wartości moralne
OdpowiedzUsuńMaciek